poniedziałek, 27 lutego 2017

Pokolenie

Ten film nie jest o straconym pokoleniu, jak wydawać się może na początku. Nie o degeneracji współczesnej młodzieży i ich pustym życiu. Nie o chamskim stosunku młodych do osób starszych i weteranów. Nie o fałszywości płytkich uciech i sprawiedliwości i prawdziwych wartościach. Nie o bezsensownym obecnym świecie konsumpcji i ostrym poczuciu sensu wtedy, na wojnie. Nie o starciu teraźniejszości i fałszywego, miłości i pożądania, piękna i przypudrowanej ułomności. Ten film nie jest o wstydzie za naszą obecną teraźniejszość i dumę z wielkiej przeszłości. Dokładniej, nie tylko o tym. Wszystko to jest bardzo ważne, ale w tym nie ma rozwiązania, nadziei, światła. A film jest. To film o przezwyciężeniu. O tym, że zło można pokonać, i że trzeba je koniecznie pokonać! Nie jutro, nie w nowym pokoleniu, nie kiedyś. Tu i teraz każdy z nas może pokonać swoją bezmyślność i nikczemność, to zło, które wydaje się pospolite i nieuchronne. Film jest o tym, że fałszywe i sprawiedliwe chodzi obok na tej samej ulicy - i w twojej mocy jest aby wybrać jedno lub drugie. Wybór należy do ciebie.




a to tak z dzisiaj:


i polityka nie ma tutaj nic do rzeczy. W kulturze łacińskiej jest szacunek dla zmarłych, a tym bardziej dla tych którzy ponieśli śmierć w obronie Ojczyzny.

O potędze modlitwy i wstawiennictwie Matki Bozej - ks. Marek Bałwas

Być kapłanem to współuczestniczyć w krzyżu Jezusa Chrystusa i w Jego mocy - w tej prawdzie współuczestniczy ks. Marek Bałwas, który mimo codziennego zmagania się z własnym kalectwem posługuje na rekolekcjach i w nietypowej przestrzeni, bo... wśród internautów. Wielu pomógł doświadczyć potęgi Bożego miłosierdzia i opieki Matki Bożej. Rejestracja: ks. Sławomir Kostrzewa

sobota, 25 lutego 2017

Orędzie z Medjugorie 25.02.2017

Orędzie 25 lutego 2017

( Marija Pavlovic-Lunetti )

„Drogie dzieci! Dzisiaj was wzywam do głębokiego przeżywania waszej wiary i do tego, byście prosili Wszechmogącego o jej wzmocnienie tak, by wiatry i burze nie mogły jej złamać. Niech korzeniami waszej wiary będą modlitwa i nadzieja na życie wieczne. I już teraz, dziatki, pracujcie nad sobą w tym czasie łaski, w którym Bóg daje łaskę, byście poprzez wyrzeczenie i wezwanie do nawrócenia stali się ludźmi jasnej i wytrwałej wiary i nadziei. Dziękuję, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.“ 

„Synod zalecił «pomaganie wiernym we właściwym rozróżnianiu słowa Bożego i objawień prywatnych», których rolą „nie jest (…) „uzupełnianie” ostatecznego Objawienia Chrystusa, lecz pomaganie w pełniejszym przeżywaniu go w jakiejś epoce historycznej”. Wartość objawień prywatnych różni się zasadniczo od jedynego Objawienia publicznego: to ostatnie wymaga naszej wiary; w nim bowiem ludzkimi słowami i za pośrednictwem żywej wspólnoty Kościoła przemawia do nas sam Bóg. Kryterium prawdziwości objawienia prywatnego jest jego ukierunkowanie ku samemu Chrystusowi. Jeśli oddala nas ono od Niego, z pewnością nie pochodzi od Ducha Świętego, który jest naszym przewodnikiem po Ewangelii, a nie poza nią. Objawienie prywatne wspomaga wiarę i jest wiarygodne właśnie przez to, że odsyła do jedynego Objawienia publicznego. Stąd kościelna aprobata objawienia prywatnego zasadniczo mówi, że dane przesłanie nie zawiera treści sprzecznych z wiarą i dobrymi obyczajami; wolno je ogłosić, a wierni mogą przyjąć je w roztropny sposób. Objawienie prywatne może wnieść nowe aspekty, przyczynić się do powstania nowych form pobożności lub do pogłębienia już istniejących. Może mieć ono pewien charakter prorocki (por. 1 Tes 5, 19-21) i skutecznie pomagać w lepszym rozumieniu i przeżywaniu Ewangelii w obecnej epoce; dlatego nie należy go lekceważyć. Jest to pomoc, którą otrzymujemy, ale nie mamy obowiązku z niej korzystać. W każdym razie musi ono być pokarmem dla wiary, nadziei i miłości, które są dla każdego niezmienną drogą zbawienia”. 

Benedykt XVI, papież

Nie jest naszą intencją autorytatywne orzekanie o prawdziwości i autentyczności objawień w Medjugorie. To bowiem należy do kompetencji władz kościelnych. Tę samą ostrożność, ale bez nieuzasadnionego uprzedzenia, pragniemy zachować również w odniesieniu do orędzi. Decyzja władz kościelnych jaka w przyszłości nastąpi będzie decyzją obowiązującą nas wszystkich której się podporządkujemy.

140 rocznica objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie

Gietrzwałd ze względu na niezwykłe wyciszenie jest nieporównywalny z Fatimą, Lourdes, la Salette, czy Guadalupe. To jedyne w Polsce i jedno z 12 na świecie, miejsce Objawień Najświętszej Maryi Panny – oficjalnie uznanych przez władzę kościelną. Objawienia maryjne rozpoczęły się tu 27 czerwca i trwały do 16 września 1877 roku. Był to jedyny taki na świecie wywiad z Maryją, łączący doczesność z wiecznością. Matka Zbawiciela objawiła się wizjonerkom 160 razy. Przeczytaj, co wydarzyło się podczas jednego z objawień.

Niezwykła nowina o objawieniach w Gietrzwałdzie rozniosła się lotem błyskawicy nie tylko w parafii, ale daleko poza jej granicami. Już trzeciego dnia zadziwiających wydarzeń, czyli w piątek 29 czerwca 1877 roku, do wsi przybyło wyjątkowo dużo ludzi. Dobę wcześniej był we wsi dzień targowy. Jak w każdy czwartek oprócz miejscowych na targu wystawiali się także przyjezdni z okolicznych wsi. Wyjątkowo tym razem oprócz utargu zawieźli do domów sensacyjną wiadomość. Wśród kupujących byli i gospodarze z Woryt, którzy chętnie opowiadali o tym, co się przydarzyło Justynie Szafryńskiej podczas wieczornej modlitwy na Anioł Pański. Wiedzieli to od swoich dzieci, którym w szkole opowiadała o całym zdarzeniu podekscytowana Justyna. Wiadomość zrodziła plotkę, a ta zaczęła żyć swoim życiem. Taka historia! Co rzeczywiście widziało dziewczę? Może jakiego ducha? A może to rzeczywiście Najświętsza Panienka? Może uzdrowi z choroby? Może wyzwoli od męża pijaka?

W gietrzwałdzkiej parafii w piątek wypadał odpust ku czci świętych apostołów Piotra i Pawła. Było to gorliwie przestrzegane święto. Odpusty parafialne, czyli warmińskie „kiermasy”, stawały się przede wszystkim okazją do spotkań rodzinnych i towarzyskich. Ten odpust dla objawień był dopustem. Bożym. Rozpropagował je na całą ówczesną Europę.

W drogę do Gietrzwałdu szykowały się „łosiery”, warmińskie pielgrzymki. Tym razem pielgrzymi ciągnęli pieszo przez lasy wyposażeni w plotkę, którą omawiali pomiędzy pieśniami i modlitwami. Weryfikacja wiadomości miała nastąpić już na miejscu. Oficjalnie nie prowadził „łosier” żaden kapłan, bo było to przez władze państwowe zabronione pod groźbą kary finansowej lub więzienia. Dlatego też pielgrzymi „na gorąco” nie mieli jak zweryfikować informacji. Może to i dobrze, gdyż warmińscy kapłani w większości byli początkowo nieufni wobec tych wydarzeń. Pewnie odradzaliby wędrówki do Gietrzwałdu, a tak pielgrzymi strumień w naturalny, oddolny sposób zaczął się tworzyć przy warmińskich kapliczkach.

Wiadomo, jak „łosiery” wyglądały od strony organizacyjnej. Nazwę wzięły od olbrzymiej świecy ofiarnej. Na zakup wosku składali się uczestnicy pielgrzymki. Wystarczało funduszy na wyrób dwóch, czterech, a nawet sześciu dużych świec.

Po przyjściu na miejsce odmawiano modlitwę dziękczynną za szczęśliwie przebytą drogę oraz śpiewano hymn „Gdy z Opatrzności Twojej złożyli się na ofiary”. W dniu wyruszenia zebrało się około 20 osób koło Bożej Męki. Wśród nas były niewiasty, panienki i kilku starszych mężczyzn. Sygnałem do wyruszenia było trzecie uderzenie dzwonu, stojącego opodal Bożej Męki. Na czele łosiery szły dwie młode panienki, które niosły dwie świece, pięknie przyozdobione w zieleń i polne kwiaty. Całą drogę przebywaliśmy pieszo, śpiewając pieśni do Matki Boskiej. Odmawiano również w czasie drogi różaniec i śpiewano Godzinki.

Potwierdzenie takiego właśnie przebiegu „łosiery” odnalazłem w wypowiedzi jednej ze starszych wiekiem uczestniczek. Znana poetka regionalna Maria Zientara-Malewska była też uczestniczką „łosier” i, jak czytam w jej zachowanych wspomnieniach, pisała, że „dziewczęta niosły świece na święta maryjne, a mężczyźni – ku czci Świętego”. Dzieci szły przy rodzicach, a po drodze zatrzymywano się na odpoczynek i posiłek. Wtedy był czas na pogaduchy, których przedmiotem w tym przypadku była wspomniana historia o Maryi, która pojawiła się na drzewie przed gietrzwałdzkim kościołem. Czy to prawda? Wyobraźnia podawała przeróżne dopowiedzenia tej historii i pytanie: kim jest ta dziewczyna, która to wszystko widziała?

Fot. ImageFactory

Gdy każda z „łosier”, a mogło ich być nawet kilkanaście, zbliżała się do Gietrzwałdu, zaczynały bić dzwony. W ten piątkowy dzień pielgrzymów, jak zwykle przy okazji odpustu, witał ksiądz proboszcz Augustyn Weichsel, okryty kapą, oraz obowiązkowo ministranci z krzyżem i chorągwiami. Choć Gietrzwałd zapełnił się pątnikami, nie widziano tu jednak tego dnia pielgrzymich tłumów, ponieważ było to święto patronalne, a do Gietrzwałdu masowe „łosiery” przy-chodziły dopiero 8 września, w uroczystość Narodzenia Matki Bożej, kiedy parafianie zamawiali specjalną mszę świętą wotywną przed obrazem Matki Bożej, jako podziękowanie za odwrócenie epidemii dżumy, która cudownie ominęła wieś na początku XVIII stulecia. Choroba w całych Prusach Książęcych pochłonęła wtedy łącznie około dwustu tysięcy ofiar. Na Warmii epidemia miała zabrać dwanaście tysięcy ludzi. Musiała być to porażająca katastrofa epidemiologiczna, skoro po stu kilkudziesięciu latach nadal mieszkańcy dziękowali za ocalenie swoich przodków.

Po pokropieniu pątników święconą woda ksiądz wprowadzał nadchodzące grupy do kościoła, gdzie obraz Matki Bożej w ołtarzu głównym zasłonięty został obrazem przedstawiającym świętych apostołów Piotra i Pawła. Pątnicy z zapalonymi świecami obchodzili na kolanach ołtarz i zostawiali je potem jako o±arę. Następnie był czas na nabożeństwo – nieszpory z procesją dookoła kościoła. W tym samym dniu pątnicy starali się o odbycie spowiedzi. Mimo zmęczenia zaplanowane były modlitwy do późnej nocy. Droga krzyżowa, litanie, pieśni maryjne i odmawianie różańca. Na tym kończyły się uroczystości, które rozbudowaną, całodniową formę, łącznie z uroczystą Eucharystią, zyskiwały w odpust Narodzenia Matki Bożej.

Fot. ImageFactory

Na koniec dnia wszyscy pątnicy zostali na wieczorny różaniec. To była wyjątkowa sytuacja, gdyż o tej godzinie zwyczajowo odmawiano modlitwę Anioł Pański. Pragnęli też zobaczyć dziewczynkę, o której w całej okolicy tak dużo mówiono. Bardziej jej osoba zwracała uwagę niż informacja o rzekomym pojawieniu się w tym miejscu Matki Bożej. Było to o tyle zadziwiające, że opowieści Justyny Szafryńskiej o wieczornym widzeniu nie wzbudziły wśród jej koleżanek w szkole ekscytacji, a ledwie zaciekawienie. Rodzice również byli ostrożni w ocenie, woleli zdać się na księdza proboszcza. Co też zrobili, posłuszni każdemu jego poleceniu. Dla pątników za to dziewczynka była jak najbardziej realna, choć reszta wydawała się jeszcze wciąż zwykłym bajdurzeniem. Ale każdy chciał, by była to prawda. Miała to być wieńcząca odpust atrakcja, pewnego rodzaju sensacja. Nie wiedzieli, że ten wieczór zmieni życie ich wszystkich, a przede wszystkim wizjonerek, ich rodziców i księdza proboszcza. Nie spodziewali się, że widzących jest już więcej. Pod klon objawień przyszły bowiem także dziewczęta ze szkoły w Worytach i z Gietrzwałdu, dołączyły też uczennice z pobliskiego Sząbruka. Jedna z nich również otrzymała dar widzenia Matki – do Justyny dołączyła już poprzedniego, czwartkowego wieczora Barbara Samulowska, która z czasem miała się stać główną wizjonerką w pamięci potomnych. Obecnie toczy się, rozpoczęty w 2005 roku, proces beatyfikacyjny Służebnicy Bożej siostry Stanisławy Barbary Samulowskiej. Wróćmy jednak do tamtego piątkowego warmińskiego wieczoru…

Fot. ImageFactory


O godzinie dwudziestej pierwszej pod klon zeszło się mnóstwo ludzi. Mogło ich być nawet kilkaset osób. Wszyscy odmawiali głośno trzy części różańca. Przyszła też Justyna z koleżankami i podczas różańca miała widzenie Matki Bożej Królowej Aniołów, takie samo jak dnia poprzedniego i tak samo długie. Trwało pół godziny. Dziewczynki zastygły i patrzyły nieruchomo w jeden punkt nad klonem.

Na początek powtórzyła się niema scena zstępowania Matki Bożej z nieba. Było to niebiańskie nawiązanie do wizerunku Królowej Niebios, Pani Aniołów, z obrazu, który obecnie nosi nazwę Matki Bożej Gietrzwałdzkiej. W towarzystwie aniołów, z Dzieciątkiem na kolanach, siedząca na tronie, objawiając się jako Królowa, wydawała się nawiązywać do swego cudownego wizerunku, w pewnym sensie łącząc go ze swym orędziem. Cała maryjna przeszłość Gietrzwałdu i Warmii została w jednej chwili połączona z „tu i teraz”. Była źródłem, z którego wytrysnął uzdrawiający strumień, który miał już nigdy nie wyschnąć. Objawienie w takiej wizji już się więcej nie pojawiło. Było obecne tylko na trzech pierwszych spotkaniach Maryi z widzącymi. Po odmówieniu różańca i litanii loretańskiej nie było już nikogo wśród pątników oraz mieszkańców wsi, kto by wątpił. Chwila wypełniła się tęsknotą, długo zawieszoną w modlitwie. Tej nocy do mieszkańców wszystkich polskich terenów będących pod zaborami wyszła iskra z warmińskich „łosierskich” świec. Już wtedy miała swój początek przyszła wizja dana św. siostrze Faustynie. Zaczęła iskrzyć polską mową Maryi, gdyż od kolejnego objawienia Mateczka miała mówić do widzących „w języku takim, jakim mówią w Polsce”. Katolicka, maryjna Warmia. Matecznik odrodzenia wiary i świadomości narodowej. Iskra dla świata.

Fot. ImageFactory

Źródło:

Fragment książki Grzegorza Kasjaniuka "Gietrzwałd. 160 objawień Matki Bożej dla Polski i Polaków na trudne czasy, Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2017

Autor: Grzegorz Kasjaniuk
malydziennik.pl/w-tym-miejscu-m…

sobota, 18 lutego 2017

Ziarenko kawy


Córka przyszła do swojej mamy i powiedziała jej: 

- "Moje życie jest tak ciężkie, że nie wiem, czy warto żyć." 

Chciała z nim skończyć, była zmęczona aby walczyć. Zdawało się jej, że jeszcze nie zdąży załatwić jednego problemu a już przychodził nowy. 

Mama zaprowadziła ją do kuchni. Napełniła trzy garnki wodą i zostawiła aby się zagotowała. Woda zagotowała się bardzo szybko. Do pierwszego garnka włożyła marchew, do drugiego jajko a do trzeciego ziarenka kawy. Bez słowa zostawiła wodę aby się gotowała 20 minut. Kiedy upłyną czas, wróciła do kuchni i wyjęła na talerz marchew i jajko a do filiżanki nalała kawę.



Spojrzała na swoją córkę i zapytała:

- "Powiedz mi co widzisz?" 
- "Marchew, jajko i kawę", odpowiedziała córka. 
- "Dotknij marchew"

Córka stwierdziła, że marchew jest miękka i rozpada się. Następnie podała jej jajko. Dziewczyna obrała jajko i stwierdziła, że jest ono twarde. Na koniec mama dała jej spróbować kawy. Córka uśmiechnęła się i zachwyciła się aromatem kawy.

- "Mamo, co chcesz mi przez to powiedzieć?"

- "Wiesz, wszystkie te produkty gotowały się, a każdy inaczej reagował. Marchew najpierw była twarda i mocna. Po ugotowaniu stała się miękka i sypka. Jajko najpierw było słabe a w środku ciekłe. Po ugotowaniu stało się twarde. Ziarenka kawy reagowały jednak całkiem inaczej. Po tym jak dostały się do wrzątku, zmieniły wodę!"

- "Jaka jesteś?" spytała mama córkę. Kiedy przeciwieństwa pukają do twoich drzwi, jak zareagujesz? Jesteś jak marchew, jajko czy ziarenko kawy?

- "Jesteś jak marchew, która wydaje się twarda, ale w cierpieniu i nieprzyjemnościach, stanie się miękka i straci swoją siłę? Jesteś jak jajko, które ma delikatne serce, ale zmiení się przez problemy? Jesteś prężna a trudy zmieniły cię w nieustępliwą? Albo jesteś jak ziarnko kawy? Ziarnko zmieni wodę, przetworzy problemy. I gdy tylko woda się zagotuje uwolni aromat i smak. Jeśli jesteś jak ziarnko kawy, staniesz się lepszą i chociaż wszystko kroczy ku gorszemu, ty zmienisz świat wokół siebie."

Jak Ty reagujesz, przy różnych nieprzyjemnościach?

Jak marchew, jajko czy kawa?

W każdym razie, już teraz nie patrz tak samo na filiżankę kawy!

czwartek, 16 lutego 2017

Abp Hoser specjalnym wysłannikiem Stolicy Apostolskiej do Medjugorje



Papież zlecił 11 lutego 2017 r., w liturgiczne wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, abp. Henrykowi Hoserowi, ordynariuszowi diecezji warszawsko-praskiej, udanie się w charakterze specjalnego wysłannika Stolicy Apostolskiej do Medjugorje. Jak czytamy w wydanym w Watykanie komunikacie, „misja ta ma na celu zdobycie pogłębionej znajomości tamtejszej sytuacji duszpasterskiej, a przede wszystkim potrzeb wiernych, którzy przybywają tam w pielgrzymce”. W oparciu o to ma się „zasugerować ewentualne inicjatywy duszpasterskie na przyszłość”. Misja „ma zatem – podkreśla dalej komunikat – charakter wyłącznie duszpasterski”. Przewidziane jest, że abp Hoser, który nadal będzie sprawował urząd biskupa warszawsko-praskiego, wypełni zadanie specjalnego watykańskiego wysłannika do Medjugorje do końca lata b. r.

„Nominacja ze strony Ojca Świętego na wizytatora apostolskiego w Medjugorje stanowi dla mnie ogromne zaskoczenie, dlatego że sam osobiście nigdy w Medjugorje nie byłem i tych problemów z bliska nie studiowałem” – mówi Radiu Watykańskiemu abp Hoser. Podkreśla zarazem, że w dekrecie nominacyjnym zostało sprecyzowane, że ta wizytacja apostolska ma na celu przyjrzenie się sytuacji duszpasterskiej tego ośrodka, do którego przychodzi coraz więcej pielgrzymów, ok. 2,5 mln rocznie, co wymaga adekwatnego rozwinięcia opieki duszpasterskiej we wszystkich wymiarach.

„I to stanowi właśnie zasadniczy cel tej wizytacji, którą prawdopodobnie w miesiącu marcu przeprowadzę. Będę pełnił funkcję wizytatora apostolskiego już po raz trzeci, bo dwa razy robiłem to w takich krajach, jak Benin i Togo, gdzie wizytowałem wyższe seminaria duchowne. Byłem też przez półtora roku, co jest najważniejsze, wizytatorem apostolskim w Rwandzie po ludobójstwie – podkreśla abp Hoser. - Być może dlatego Ojciec Święty się zdecydował jeszcze raz mnie wyznaczyć do owej trudnej misji. I stanowi to na pewno wyraz jakiegoś zaufania do mnie, kiedy będę musiał tę misję przeprowadzić w zupełnie innych warunkach i w innym wymiarze. Niemniej, zważywszy na fakt, jak ważne jest to miejsce ze względu na napływ pielgrzymów, ich dobre przyjęcie duszpasterskie oraz konkretne, organiczne stworzenie podstaw owego duszpasterstwa będzie na pewno wspólnym wysiłkiem miejscowych duszpasterzy i tych, którzy mają z bliska i z daleka wpływ na całą sytuację”.

źródło: http://pl.radiovaticana.va/news/2017/02/11/abp_hoser_wys%C5%82annik_stolicy_apostolskiej_do_medjugorje/1291890

Rekolekcje Maryjne w Ożarowie Mazowieckim

Warszawa i okolice

Rekolekcje Maryjne z Wspólnotą Błogosławieństw 10-12.03.2017

Moi Drodzy!
Moi Drodzy ponownie serdecznie zapraszamy Was na rekolekcje maryjne z siostrami ze Wspólnoty Błogosławieństw. Jak ważne jest zawierzenie swojego życia, swojej rodziny, narodu i ojczyzny Maryi. Będziemy na tych rekolekcjach mieli okazję to uczynić! Serdecznie zapraszamy!
 Jeżeli chcesz odkryć miłość do Matki, przeżyć niesamowity czas,
 poczuć matczyną miłość to przyjedź. Czekamy na Ciebie!

<<Zwycięstwo — gdy przyjdzie — przyjdzie przez Maryję».


Termin rekolekcji: 10 – 12.03.2017 r.
Miejsce: Dom Misyjny Misjonarzy Krwi Chrystusa w Ożarowie Maz.
Zgłoszenia: Furta, Pani Bernadeta Tel. 22 722 12 57
Ofiara za udział w rekolekcjach:
150,00 zł./osoba dorosła; (noclegi + pełne wyżywienie)
90,00 zł./osoba dorosła bez noclegów z pełnym wyżywieniem
40,00 zł./osoba dorosła bez noclegów i bez wyżywienia
Rekolekcje mają charakter zamknięty, nie będą wpuszczane osoby które nie zapisały się na rekolekcje.
jeżeli ktoś chciałby bardzo uczestniczyć w rekolekcjach, a nie miał funduszy na ofiarę to proszę o kontakt z ks. Bogusławem cpps
Zaliczka w wysokości 50% przelewem na konto:
Konto: Dom Rekolekcyjno-Formacyjny
Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa
Konto ban kowe:
33 1020 1664 0000 3502 0216 3202
 z dopiskiem “ofiara Rekolekcje s. Barbara”

Misjonarze Krwi Chrystusa ! AMDG!

środa, 15 lutego 2017

Maryja - wstawia się za nami

Ze wszystkich miar stosowaną rzeczą jest przywodzić na pamięć chwalebną Dziewicę Maryję, błogosławioną Matkę Jezusa.

Codziennie rozważaj Jej zasługi i modlitwę, do Niej się uciekaj we wszystkich potrzebach jak syn trapiony nieszczęściem do swej ukochanej matki.

Bo imię Maryi jest słodkie, a kto ma często na ustach Jej imię i Jej wzywa, temu przywraca ufność. Gotowa jest też Ona sama przemówić dobre słowo do swego Syna Jezusa i wstawić się za duszą strapioną i pogrążaną w cierpieniu.

Gdyby Maryja, razem ze świętymi w niebie, codziennie się nie modliła za światem, jakże mógłby on do tego czasu istnieć - świat, który obraża Boga tak licznymi grzechami i tak nieskory jest do poprawy?




Dlatego wszyscy chrześcijanie powinni wzywać Maryję: sprawiedliwi i grzesznicy, a w pierwszym rzędzie zakonnicy i osoby Bogu oddane, które powstrzymują się od rzeczy niedozwolonych, swe pragnienia kierują ku niebu i nie chcą mieć nic wspólnego z tym światem.

O co jednak należy się modlić?

Po pierwsze, proś o odpuszczenie ci grzechów, następnie o cnotę wstrzemięźliwości i o dar tak miłej Bogu pokory, ażebyś zawsze był uniżony przed Bogiem i pragnął być uważany za najgorszego i pogardzanego.

Nie przechwalaj się też żadnym swoim dobrem, bo możesz stracić wszystko, co posiadasz.
Ubolewaj nad tym, ze ciągle tak daleko ci do rzeczywistości cnót: do głębokiej pokory, do świętego ubóstwa, doskonałego posłuszeństwa, całkowitej czystości, serdecznej modlitwy, żarliwej miłości.

Wszystkie te cnoty miała w najwyższym stopniu Maryja, Matka Jezusa. Dlatego padnij do Jej stóp, jak biedak i żebrak! Może przynajmniej w jakimś niewielkim stopniu otrzymasz te cnoty, jeśli z powodu swej gnuśności nie możesz się wznieść na szczyty.

Proś pokornie o wszystko, co pragniesz otrzymać przez ręce Maryi, bo dzięki Jej zasługom wszyscy otrzymują wsparcie: przebywający w czyśćcu i na ziemi. Wielka jest Jej łaska i wielka chwała w Jej Zbawcy Jezusie; Maryja góruje nad wszystkimi świętymi w niebie - wszystko, co posiada, ma jednak dla nas, mieszkańców tego świata.

Zatem bez najmniejszego wahania polecaj się Tej, której modlitwy są miłe Bogu.

Proś jednak tylko o jedno, jednego też tylko pragnij: tego, co znajduje upodobanie w Jej oczach i u Jej Syna i jest potrzebne dla Twego zbawienia, o czym Oni wiedzą najlepiej. Bogu i błogosławionej Dziewicy bardzo się podobają modlitwa o przebaczenie grzechów i pokora serca. Bo Ona sama chlubiła się przed Bogiem tylko swoją pokorą, wszystko inne pominęła milczeniem. A mimo iż tak wielką otrzymała łaskę, nie straciła pokory.

Niech więc modli się za nas Dziewica Maryja, abyśmy się stali godni otrzymać łaskę od Boga.

PASJA, PRZEZ MARYJĘ DO JEZUSA
Tomasz a Kempis
rozdział XVI

wtorek, 14 lutego 2017

Pielgrzymka na Festiwal Młodych do Medjugorie 28.07 - 09.08.2017

Zapraszamy na wyjazd na 


Festiwal Młodych do Medjugorie 


w dn. 28.07 - 09.08.2017


Nie ważne ile masz lat - ważne na ile młody jesteś duchem.

Nasze wyjazdy są swoistymi rekolekcjami w drodze.

Już dzisiaj zapraszamy na wyjazd w dn. 28.07 - 09.08.2017.

13 dni wspaniałych rekolekcji.

Jedzie z nami: ks. Zbigniew Lesiczka cpps 

wspaniały rekolekcjonista i spowiednik, kochający ludzi.



XVIII Festiwal Młodych w Medjugorie 
Mladifest 2017


więcej informacji na:



poniedziałek, 13 lutego 2017

Objawienia Fatimskie, Portugalia (1917) - cz. III


W dniu 4 kwietnia 1919 roku Franciszek zmarł na zapalenie oskrzeli. Miał niespełna jedenaście lat.

- Cóż by z niego był za mężczyzna - mówił ze smutkiem jego ojciec. Jeszcze przed objawieniami ogromnie szczycił się swym najmłodszym synem, urodziwym chłopcem, rozkochanym w przyrodzie i nie znającym strachu. Łucja codziennie odwiedzała Franciszka, przez cały okres jego długiej choroby. Widząc, że jest bliski śmierci, poprosiła go, by modlił się za nią z nieba.


Jacynta również się rozchorowała. Zgnębiona rozstaniem z bratem, cieszyła się jednak, że jego los odmienił się na lepsze. U schyłku lata i na progu jesieni rozwinęło się u niej zapalenie opłucnej, z każdym dniem coraz poważniejsze. Wreszcie 20 lutego 1920 roku, o dwudziestej drugiej trzydzieści, zmarła w lizbońskim szpitalu. Jak przepowiedziała, była zupełnie sama. gdy przyszła po nią Królowa Różańca.

Łucja, która odtąd sama musiała dźwigać brzemię objawienia, jeszcze kilka lat spędziła z rodziną. W roku 1921, jako czternastolatka, opuściła w środku nocy Aljustrek udając się do Porto do szkoły prowadzonej przez Siostry Św. Doroty.

Zatroszczył się o to biskup nowo powstałej diecezji Leiria obejmującej i Fatimę, i Aljustrel. Łucja odwiedziła jeszcze Cova i grób Franciszka a potem pojechała incognito do szkoły, gdzie miała występować pod przybranym nazwiskiem. Mimo, iż Kościół w końcu uznał owe objawienia, biskup zdecydował że najlepiej będzie, gdy to dziewczę skryje się w cieniu.



W roku 1925 Łucja postanowiła wstąpić do zakonu Sióstr Św. Doroty, Nadal nikł w klasztorze nic wiedział, że jest ona ostatnim z owych trojga dzieci z Fatimy. W roku 1930 biskup ogłosił że uznaje objawienia fatimskie za "wiarygodne". Chociaż w owym kraju wciąż wrzały nastroje antykatolickie, mówiło się już o setkach cudownych uzdrowień. W 1936 roku siostra Maria das Dores (Maria od Boleści), posłuszna woli biskupa, spisała pierwszą ze swych relacji z objawień, Potem nastąpiły jeszcze trzy, jedna w roku 1937 i dwie w 1941. W ostatniej z nich ujawniła, wyłącznie do wiadomości Ojca Świętego, trzecią z tak zwanych "tajemnic fatimskich". Ustalono że koperta zawierająca tę relację zostanie otwarta dopiero w roku 1960, chyba że Łucja wcześniej rozstanie się z tym światem.


Dwie poprzednie tajemnice były już znane ludziom. Pierwsza dotyczyła wizji piekła, jaka roztoczyła się przed dziećmi w lipcu 1917 roku, i zapowiedzi wybuchu drugiej wojny światowej, o ile ludzie "nie przestaną obrażać Boga". Druga wiązała się z prośbą Najświętszej Panienki o upowszechnienie na świecie kultu jej Niepokalanego Serca.


W roku 1985 prasa włoska zaczęła rozpuszczać pogłoski o straszliwych karach zapowiedzianych w "trzeciej tajemnicy" i powodach, dla których czterej kolejni papieże tuszowali wszelkie informacje na ten temat. Watykan zdementował te plotki. Osoby z najbliższego otoczenia papieża Jana Pawła II wyjaśnili, dlaczego zrezygnował on z poinformowania opinii publicznej. Po pierwsze, miał do tego prawo; po drugie, treści, zawarte w owej "tajemnicy", niczego nowego nie wnoszą do Prawd Objawionych; po trzecie - wreszcie - Ojciec Święty pragnie uniknąć zbędnego rozgłosu, związanego z działalnością środków przekazu i pseudo-proroków usiłujących zwieść wiernych na manowce. Podkreślono, że pewnej dozy cierpienia nie da się uniknąć, ale Matka Boska Fatimska już wcześniej zapowiedziała ostateczny triumf Niepokalanego Serca.


Wiadomo, że papież Jan XXIII zapoznał się z "trzecią tajemnicą" w roku 1960.

- Nie dotyczy ona mojego czasu - powiedział potem. Polecił złożyć ów dokument w archiwum. Papież Paweł VI również go przeczytał, a później, w roku 1967, w pięćdziesiątą rocznicę objawień, odwiedził Fatimę. Spotkał się tam z Łucją, podówczas siostrą Marią od Niepokalanego Serca, karmelitanką z klasztoru w Coimbra. We wnętrzu fatimskiej bazyliki stanęła kolumienka upamiętniająca miejsce, na którym rosła niegdyś carrasqueira - dąb skalny, wybrany przez Matkę Bożą.


13 maja 1982 roku Jan Paweł II odwiedził Fatimę, gdzie spotkał się z Łucją, jedynym żyjącym świadkiem objawień. Papież wyznał jej, iż zawdzięcza życie Matce Boskiej Fatimskiej, po tym jak 13 maja 1981 roku, na Placu Świętego Piotra, został postrzelony przez zamachowca. Podczas tygodni i miesięcy poświęconych na rekonwalescencję, papież wielokrotnie wczytywał się w dokumenty dotyczące Fatimy. Później wysłał tam kulę wydobytą z jego brzucha, gdzie została umieszczona pomiędzy klejnotami zdobiącymi koronę na głowie figurki.

Po cichu kazał wybudować małą kapliczkę w lesie, w pobliżu granicy rosyjsko-polskiej. Umieszczono tam replikę fatimskiej figurki, której twarz skierowana była na Rosję. Papież naprawdę wierzył, iż Rosja zostanie nawrócona.

W 1984 r. papież Jan Paweł II poświęcił świat oraz Rosję Niepokalanemu Sercu, jednocząc się w tym z biskupami całego świata. Pius XII uczynił coś podobnego w 1942 roku, zaś później w 1952 poświęcił naród rosyjski. Papież Pius XII ustanowił również święto Niepokalanego Serca Maryi oraz ogłosił kościół fatimski bazyliką.


Na przestrzeni pięciu lat od poświęcenia Rosji Najświętszemu Sercu, Związek Radziecki przeszedł pokojowy proces rozpadu. Niektórzy mówili, że rozpad bloku komunistycznego rozpoczął się, gdy okryła go błękitna opończa Maryi.


Dziś miliony wiernych odwiedzają kaplicę w Fatimie, w Portugalii. A kolejne miliony zostały odmienione dzięki posłaniu przekazanemu trójce dzieci przez Najświętszą Panienkę. Stopniowo, chrześcijański świat zdał sobie sprawę, iż te objawienia były najbardziej znaczącymi we współczesnych czasach.

Świat został głęboko dotknięty przez Fatimę. Nowe nabożeństwo do Niepokalanego Serca i pięć pierwszych sobót stało się faktem. A modlitwy, takie jak odmawianie Różańca zostały odnowione. 


Siostra Łucja de Jesus dos Santos OCD zmarła dn. 13 lutego 2005r.w klasztorze karmelitanek w Coimbrze po trzymiesięcznej chorobie. Uroczystości pogrzebowe siostry odbyły się 16 lutego w katedrze w Coimbrze. Przeżyła 97 lat.

Źródło: http://www.zaufaj.com

Pozostałe części:

piątek, 10 lutego 2017

Objawienia Fatimskie, Portugalia (1917) - cz. II


Łucja, rozmówiwszy się z kuzynami, odpowiedziała twierdząco. Potem ich rozmówczyni oznajmiła, że przyjdzie im znieść wiele cierpień, ale otuchę odnajdą w łasce Bożej. Mówiąc to, rozpostarła ręce, a na czerwoną ziemię, na której stali pastuszkowie, spłynęły strumienie światła.
Dzieci natychmiast poczuły moc tej światłości i obecność Boga. Jakby na jakiś znak, padły na kolana i zaczęły się modlić, adorując Pana. Źródło tych modlitw odkryły gdzieś w sobie.
Dama obserwowała je uważnie, aż do momentu gdy owe modlitwy i hymny dobiegły końca.
- Odmawiajcie Różaniec, by zapewnić spokój światu i zakończyć wojnę - powiedziała potem.
A później, inaczej niż Anioł Pokoju, który rok wcześniej niknął pośród blasku, uniosła się ponad drzewko i odpłynęła ku niebu. Widziały, jak maleje, a potem znika. Jeszcze długo przyglądały się niebu. A potem odniosły wrażenie, że ponownie zstąpiły na ziemię.
- Jakże piękna była ta Pani! - stwierdziła wreszcie Jacynta. Przez chwilę rozprawiały w podnieceniu o tym, co ujrzały i czego doświadczyły. Łucja i Jacynta opowiedziały chłopcu, co usłyszały. Chłopiec, mimo iż widział tę niezwykłą postać, nie słyszał jej słów, podobnie jak i tego, co przed rokiem mówił anioł.

Dzieci, wcześniej niż zwykle, zapędziły owce do Aljustrel. Kiedy tam szły, Łucja powiedziała kuzynom, że lepiej nie wspominać o owej Damie z niebios - Ale patrząc na Jacyntę, zwątpiła, czy uda się utrzymać to w sekrecie. Siedmiolatka wprost promieniała. Czyżby nie była w stanie zataić swej radości'? Tego Łucja miała dowiedzieć się następnego ranka.

Najmłodsza córka państwa dos Santos poszła spać, nie ujawniając, co przyniósł jej ów dzień. Rano zjadła śniadanie i poszła się bawić. W pewnym sensie była dość samotnym dzieckiem. Dwie z jej sióstr. Maria od Aniołów i Teresa, były już mężatkami. kiedy przyszła na świat. Caroline, nieco młodsza od nich. miała piętnaście lat - i nie interesowały jej dziecinne zabawy. Śniąc na jawie, Łucja usłyszała głos Marii od Aniołów.



- Och, Łucjo! Słyszałam, że w Cova da Iria zobaczyłaś Najświętszą Panienkę!

Dziewczynka przyjrzała się uśmiechniętej siostrze, ale nic nie powiedziała. Jacynta i Franciszek nie wytrzymali. Wiedziała, że zaczną się kłopoty. Zacisnęła zęby i zaczęła się zastanawiać, co też powiedzą inni. Jeszcze przed zmrokiem owa wieść obiegnie wszystkie zagrody.

Nie minęło pół godziny, a Łucję wezwano do domu. Rodzice chcieli wiedzieć, co jej się przydarzyło poprzedniego dnia. Nie szukając pięknych słów, opowiedziała im o błysku światła, o Damie w bieli i o Jej wyznaniu, iż przybyła z nieba. Nie pominęła niczego, ale zmartwiło ja to, co dostrzegła w oczach rodziców.

Antonio, jej ojciec, zlekceważył całą sprawę.

- Babskie gadanie! - prychnął. Opuścił dom, nie patrząc na Łucję.

Maria Rosa wpadła w furię. Skrzyczała niemal dziesięcioletnią Łucję, podkreślając, że nauczyła swe dzieci, by zawsze mówiły prawdę. A tu najmłodsza córa przysporzyła jej zgryzoty, łgając na potęgę. Łucja nie starała się protestować. Kiedy matka dała jej spokój, dziewczynka wyszła z domu i, zalewając się łzami, pospieszyła do owczarni.

Potem szła powoli, poganiając owce uderzeniami rózgi. Wypatrzyła Franciszka i Jacyntę. Już z dala zobaczyła, że są przygnębieni. Zbliżając się do łąki, na której czekali, milczała.
Franciszek usilnie starał się powstrzymać łzy. Jacynta płakała, kryjąc twarz w dłoniach. Musieli już słyszeć, jak za ich sprawą potraktowano ją w domu.

- Dosyć płaczu - powiedziała, zbliżając się do nich i wyciągając ramiona. Jej oburzenie zniknęło.

Owego dnia, pilnując stada, dzieci czuły przygnębienie. Gdzieś zatraciła się radość, jaką dało im objawienie. Jacynta przysiadła na skale, mając smutną minę. Po jakimś czasie zaczęli rozmawiać. Jacynta wyznała, że chciałaby odmówić cały Różaniec i złożyć ofiarę, o którą prosiła ta niezwykła Pani. Dzieci codziennie powtarzały Różaniec, ale szły na skróty, ograniczając się do mówienia Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo a pomijając resztę słów. Po krótkiej naradzie ustaliły formę ofiary. Oddadzą swoje śniadanie owcom.

Do końca maja Łucja musiała znosić w domu sarkazm i groźby. Największy ból sprawiało jej stanowisko matki. Maria Rosa źle znosiła plotki i drwiny sąsiadów. Podobnie reagowała Olimpia Marto. Jedynie Ti Marto wierzył dzieciom. On wiedział, że nie byłyby zdolne skłamać.

- Jeżeli nie przyznasz, że skłamałaś, zamknę cię w ciemnicy i nigdy już nie ujrzysz słońca - wygrażała Łucji, Maria Rosa.

Ale dziewczynka nie odwołała nawet słowa. Wolała znosić udręki ducha i cierpliwie czekała na trzynasty dzień czerwca.



W miarę jak zbliżało się kolejne objawienie, matka i siostry Łucji coraz częściej przypominały jej o święcie, które przypada na ów dzień. Było to jedno z najważniejszych świąt w Portugalii, dzień poświęcony Św. Antoniemu Padewskiemu. Łucja wiedziała doskonale, że czekają wspaniała procesja, kwiaty, tańce i fajerwerki, a także rozdawanie wszystkim dzieciom przepysznego chleba. Ale nie mogła też zapomnieć, że tego dnia powinna znaleźć się w Cova.

Jeszcze przed świtem, 13 czerwca, wyprowadziła owce na pastwisko, chcąc wcześniej wrócić do swego domostwa. Wzięła też udział w Mszy na cześć Św. Antoniego. Powróciwszy do domu, odkryła, że wielu sąsiadów pragnie jej towarzyszyć w drodze do Cova. Nie była tym zachwycona. Jeszcze gorzej przyjęła ten fakt Maria Rosa. Widok tylu ?naiwnych" dorosłych i dzieci srodze ją rozsierdził. Nic więc dziwnego, że Łucja musiała znieść mnóstwo sarkastycznych i kąśliwych uwag, których nie szczędziły jej matka i siostry.

"Owego dnia odczuwałam ogromną gorycz" - napisała po latach. "Przypominałam sobie przeszłość i dociekałam, gdzie podziało się uczucie, jakim dotąd darzyła mnie moja rodzina".

Niewielki tłumek, wiedziony przez trójkę dzieci, opuścił wioskę około jedenastej. Łucja roniła łzy, a Franciszek starał się dodać jej ducha. Tuż przed wyznaczoną porą, przed dwunastą, zasiedli przed currasqueirą, czekając na to, co się wydarzy. Odmawiali Różaniec, a ludzie, którzy im towarzyszyli, otwarli koszyki, inicjując piknik. Jedna z dziewczynek recytowała Litanią do Matki Bożej, aż w końcu Łucja wstała, wchodząc jej w słowo.

- Jacynto! powiedziała. Oto nadchodzi nasza Pani! Oto światłość!

Wszyscy wstali. Ludzie stojący na obrzeżach tłumu stwierdzili, że minio iż niebo jest bezchmurne, słońce zaczyna gasnąć. Reszta ujrzała, że ugina się carrasqueira. I znów pojawiła się; niezwykła Pani.

Łucja ponownie zapytała Ją, czego od niej oczekuje. Dama poprosiła dzieci, żeby przyszły w to miejsce po upływie miesiąca i żeby codziennie odmawiały po pięć dziesiątek Różańca. Dodała też, że pragnie, by nauczyły się czytać, i obiecała, że przyjdzie czas na dalsze zalecenia. Łucja chciała jeszcze wiedzieć, czy Pani zabierze ją i kuzynów do nieba.

Tym razem uzyskała precyzyjniejszą odpowiedź. Dowiedziała się, że Franciszek i Jacynta już wkrótce tam trafią. Co do Łucji, plany rysowały się inaczej. Pisane jej było pozostać na ziemi znacznie dłużej, by upowszechnić kult Niepokalanego Serca Matki Bożej.

- Zostanę tu sama? - zapylała ze smutkiem dziewczynka. Niezwykła dama natychmiast ją uspokoiła. Zapewniła, że Łucja nigdy nie będzie całkiem sama.

- Moje Niepokalane Serce będzie ci ostoją.

Mówiąc to, kobieta rozłożyła ręce. I znów popłynęła z nich światłość, tyle że tym razem jeden z promieni dosięgnął Łucji. Inny dotknął małych Marto i pomknął w niebo. Cala trójka ujrzała wtedy Niepokalane Serce. I znów, jak w maju, dzieci ogarnęło poczucie nieziemskiej radości i spokoju. Potem Dama ponownie uniosła się w powietrze i zniknęła w niebie.

Kiedy odeszła, Lucja, Jacynta i Franciszek zawrócili do Aljustrel. Dziewczynki przekazały chłopcu wszystko, co usłyszały. Franciszek raz jeszcze ucieszył się, że ma zapewnione miejsce w niebie. Kiedy rozeszli się do domów, rodzeństwo Marto ponownie spotkało się z przyjęciem dość sceptycznym, ale przynajmniej neutralnym. Łucja nie miała tyle szczęścia: okazało się, że domownicy zaczęli odnosić się do niej jeszcze mniej życzliwie niż - o ile to w ogóle możliwe - po pierwszym spotkaniu z niezwykłą damą. Następnego dnia Maria Rosa zaciągnęła córkę do proboszcza, chcąc sprawdzić, czy i jemu opowie ona o tym zdarzeniu.

Ojciec Ferreira potraktował dziewczynkę łagodnie, uprzedził jednakże tak ją, jak i jej matkę, że owe wizje zsyłać może diabeł. Łucja była przerażona i załamana. Jacynta i Franciszek uważali jednak, że obecności Pani nie można przypisać działaniu złych mocy.

- Widzieliśmy, jak szła do nieba - podkreślała Jacynta. Łucja nie znalazła nikogo, kto mógłby jej pomóc. Maria Rosa nadal odnosiła się do niej nieprzychylnie. Przez cały miesiąc Łucja borykała się z myślą, iż to diabeł podszywa się pod piękną panią z niebios. ?Czy on mnie zabierze?" - zastanawiała się, przestraszona. Postanowiła, że już nigdy nie pójdzie do Cova.

W dniu 13 lipca, niemal w ostatniej chwili, pobiegła do chaty państwa Marto i odkryła, że Jacynta i Franciszek toną we łzach. Wyjaśnili, że nigdzie nie pójdą.

- Nie odważylibyśmy się iść bez ciebie - powiedzieli. To Łucja była ich rzeczniczką, najważniejszą osobą w ich grupie, i o tym jej kuzyni nie mogli zapomnieć.
Dziewczynka z miejsca podjęła decyzję

- Zmieniłam zdanie; idę tam - oświadczyła. Franciszek wyznał, że przez całą noc modlili się za nią. Nie minęło trzydzieści sekund, a już mali Marto wymknęli się z domu i popędzili na spotkanie z Panią. W Cova czekały już dwa- a może nawet trzy -tysiące ludzi. Znalazły się tam też matki dzieci, które przyszły z poświęconymi świecami, by odegnać diabła. Towarzyszył im Ti Marto, który pragnął uchronić dzieci przed tłumem.


W samo południe niezwykła dama znów się pojawiła. Objawienie to w dużej mierze nie różniło się od poprzednich. Łucja znów zapytała Panią, czego pragnie. Ponownie przekazała prośby o uzdrowienie chorych. Raz jeszcze Pani poprosiła dzieci, by odwiedziły to miejsce w wyznaczone dni i codziennie odmawiały Różaniec w imię pokoju. Nazwała siebie "Królową Różańca" Potem wydarzyło się coś zupełnie nowego.

Pani znów rozpostarła ręce, ale tym razem światłość, która zalała dzieci, wniknęła w grunt pod ich stopami. Wydało się im że ziemia się rozstąpiła i oglądają piekło. Morze ognia; a w owych płomieniach skąpane były demony i dusze, niczym węgielki rozżarzone do czerwoności" - napisała po latach Łucja. Tłum widział, że dzieci są czymś przerażone.

Pani przyznała, że zajrzały do piekła, dodała jednak, że dzięki kultowi Niepokalanego Serca i pokucie wiele dusz zdoła uniknąć potępienia. Były też i inne przepowiednie: powiedziała, że jeśli nie przestanie się obrażać Boga, za pontyfikatu papieża Piusa XI wybuchnie kolejna, jeszcze straszliwsza wojna. Mali pastuszkowie niewiele z tego pojmowali, ale to ostrzeżenie zadziwiło wszystkich, którzy wiedzieli, że na Tronie Piotrowym zasiada Benedykt XV.

Niezwykła Królowa przedstawiła i inne prośby, prośby o zasięgu globalnym.

- Przychodzę prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o przystępowanie w pierwsze soboty miesiąca do Komunii, w imię odkupienia - oznajmiła. - Jeżeli ludzie mnie posłuchają, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeśli nie, błędy tego kraju zarażą świat, prowokując wojny i prześladowanie Kościoła. Podkreśliła, że prześladowania też nie ominą nawet papieża, Ojca Świętego.

Moje Niepokalane Serce w końcu zatriumfuje - oświadczyła. - Ojciec Święty ofiaruje mi Rosję, która się nawróci, i na jakiś czas zstąpi na ziemię pokój. Portugalia zaś trzymać się będzie wiary. Potem padły słowa skierowane wyłącznie do dzieci. Królowa Serca Niepokalanego poprosiła Łucję i Jacyntę, by zadbały, żeby i Franciszek poznał całość jej posłania. Wreszcie przekazała dzieciom ostatnią tajemnicę, wyłącznie do ich wiadomości.

Kiedy unosiła się ku niebu, dzieci wyglądały na blade. Spoglądały po sobie, nie mogąc znaleźć słów, jakimi opisałyby to, co widziały i usłyszały. Tłum jakoś wyczuł, że to objawienie różniło się od poprzednich. Kiedy otoczył małych wizjonerów, zasypując ich pytaniami, Ti Marto wyłowił Jacyntę spośród natrętów i poprowadził dzieci do domu. Cała trójka wydawała się świadoma wagi obietnic i ostrzeżeń, które mogły odmienić los świata. Dzieci pożegnały się z cząstką swego dzieciństwa.

Cała Portugalia zaczęła mówić o Fatimie. Do Aljustrel wciąż napływali nowi goście. Ani państwu Marto, ani też rodzicom Łucji nie było dane zaznać ciszy.

- To źle, że nie trzymałaś języka za zębami - zarzucił któregoś dnia Jacyncie rozgoryczony Franciszek. Ilekroć widzieli obcych zmierzających ku ich zagrodzie, chowali się.

Konflikty w domu Łucji rozgorzały na nowo. Jej ojciec odkrył, że tłumy ciekawskich stratowały jego ogrody warzywne w Cova. Zima zaczęła kojarzyć się z głodem. Państwo dos Santos nie mogli tego darować swej córce. Tylko kiedy pasła owce, mogła znaleźć odrobinę spokoju. Co gorsza, nieprzychylne reakcje spotykały Łucję i poza domem.

W roku 1910, kiedy zamordowano króla Carlosa, do władzy w Portugalii doszli republikanie. Do głosu doszły siły antyklerykalne, totalnie przeciwne religii. Urzędnicy państwowi uznali, że z powodów politycznych należy stłumić kult rodzący się w okolicach Fatimy.

Dlatego 13 sierpnia 1917 roku do Aljustrel zawitał zarządca Qurem. Utrzymywał, że się nawrócił. Obiecał, że osobiście dowiezie tę trójkę dzieci na miejsce objawienia. Państwo Marto nie byli tym zachwyceni. Antonio dos Santos zlekceważył to, jak jego córka dotrze do Cova. Stało się jednak tak, że mali wizjonerzy wsiedli na wóz owego "katolika".

W połowie drogi zarządca zawrócił i zawiózł dzieci do swego domu w Qurem. Martwiło je to, że straciły szansę na kolejne objawienie. Człowiek ten przez dwa dni więził dzieci, grożąc śmiercią, jeżeli nie ujawnią ?tajemnicy" powierzonej im przez Najświętszą Panienkę. W drugim dniu owego zniewolenia kolejno brał każde z nich na rozmowę. Mówił im że będą się smażyć w oleju. Jacynta poszła na pierwszy ogień. by przestraszyć pozostałą dwójkę.

- Co z tego, że nas zabiją - szepnął Franciszek do pobladłej Łucji. - Pójdziemy prosto do nieba!

Ów niewierny zarządca Qurem uświadomił sobie, że przegrał. 15 sierpnia odwiózł dzieci do Aljustrel i zostawił na stopniach probostwa. W niedzielę, 19 sierpnia, Najświętsza Panienka odwiedziła dzieci w płytkiej dolince, którą nazywano Valinhos. Kiedy odeszła, pastuszkowie ścięli gałęzie z krzewu, na którym się pojawiła, i zanieśli je do swych domów. Maria Rosa uznała zapach tych gałęzi za niebywale słodki, ale wciąż powątpiewała w wizyty Matki Bożej i w relacje Łucji.
Dnia 13 września, rankiem, mali wizjonerzy musieli przedrzeć się przez setki ludzi, by dotrzeć do Cova. Wizyta Najświętszej Panienki nie trwała długo. Pani obiecała, że za następnym razem dzieci ujrzą Pana, Matkę Boską Bolesną, Matkę Boską z Karmelu i św. Józefa z Dzieciątkiem.

Nadal odmawiajcie Różaniec, bo to zakończy wojnę - przypomniała. Potem, obiecawszy zdrowie tym, którzy prosili ją o uleczenie, stopiła się z niebem. Czas dzielący całe Aljustrel i troje małych wizjonerów od kolejnego objawienia upłynął zadziwiająco szybko. Mimo iż dzień 13 października był wietrzny i deszczowy, w okolicach Cova zgromadziło się przeszło siedemdziesiąt tysięcy osób, czekających na południe i choć chwilowe oswobodzenie od deszczu. Rodzice trojga pastuszków, zaniepokojeni, też zapragnęli tam trafić. Obawiali się, że jeśli nie nastąpi żaden cud, rozgoryczony tłum zaatakuje dzieci.


Słońce jeszcze nie osiągnęło zenitu, a już Łucja, wraz ze swymi kuzynami, czekała na nowe objawienie. Nie wiedząc czemu, nakazała zebranym, by złożyli parasole. Deszcz nadal padał, ale przeradzał się w lekką mgiełkę. Wyraz twarzy Łucji raptownie się zmienił.
- Uważaj, córko; nie daj się oszukać - przypomniała jej - wciąż pełna wątpliwości - matka.

Dzieci nie słyszały tych słów Marii Rosy. Klęcząc, obserwowały Panią, która opuszczała się właśnie na krzew, udekorowany już kwiatami i girlandami. Wilgotna mgiełka dotykała ich twarzy.

- Co mam zrobić? - zapytała po raz ostatni Łucja.

- Chcę ci przekazać, że oni mają wybudować tu kaplicę, na moją cześć. Ja jestem Królową Różańca. Mają codzienne odmawiać Różaniec. Wojna dobiega końca i żołnierze w wkrótce powrócą do domów.

Dziecko raz jeszcze poprosiło o uzdrowienie chorych. Królowa Różańca obiecała, że część z nich uleczy; przypomniała jednak, że muszą zmienić swe życie i prosić o wybaczenie grzechów.

- Niech przestaną obrażać Boga, On zniósł już zbyt wiele zniewag - oświadczyła.

Tak brzmiały ostatnie słowa, jakie Matka Boska, goszcząc w Fatimie, przekazała Łucji i całemu światu. Raz jeszcze rozłożyła ręce, a światłość pomknęła ku niebu.

- Patrzcie na słońce! - zawołała Łucja. Nastąpił tak oczekiwany cud, ale Matka Boża odeszła.

Tłumy zobaczyły, że chmury się rozstępują, ukazując słońce. Jawiło się ono jak biały krąg, na który wszyscy mogli patrzeć bez zmrużenia oczu. W owym czasie troje wizjonerów oglądało na niebie tajemnice Różańca. Tajemnice Radosne, jako że ujrzeli Świętą Rodzinę i to, że św. Józef trzykrotnie pobłogosławił zebranych. Trzymał na rękach Dzieciątko. Łucja zobaczyła jeszcze Matkę Boską Bolesną, a potem Matkę Boską z Góry Karmel.


W tym samym czasie inni patrzyli w osłupieniu na słońce przypominające srebrzystą pokrywkę. I nagle ?roztańczone słońce" zamarło, a potem zaczęło się obracać. Wirując, dotykało ziemi wszystkimi barwami widma. Ludzi, którzy głośno wielbili Boga, zagarniały zielenie, czerwienie i fiolety.

Siedemdziesiąt tysięcy zebranych w Cova obserwowało słońce zygzakiem schodzące ku ziemi. W ich sercach zagościło poczucie śmierci. Setki ludzi padły na kolana. Słońce już zdawało się bliskie ziemi, ale nagle zatrzymało się i wróciło na właściwe mu miejsce, ponownie jaśniejąc. Ludzie zauważyli, że przemoczone okrycia wyschły. Ten ?cud słońca" oglądano i w kilku pobliskich miastach. Nie mówiło się o powszechnym urojeniu. Portugalia uwierzyła w te objawienia.

Ludzie skupili się wokół Łucji, Jacynty i Franciszka, których co bardziej krzepcy mężczyźni wzięli na ramiona. Po godzinach starań o wyrwanie się z kręgu wypytujących je osób, dzieci wróciły do domów blade i wyczerpane. W kilka miesięcy później matki Lucji i Jacynty zgodziły się posłać dziewczynki do szkoły, by nauczyły się czytać. O to przecież prosiła Matka Boża. Franciszek nie skorzystał z tej możliwości, wiedząc, że rychło odejdzie spośród żywych. Większość czasu spędzał w fatimskim kościele Św. Antoniego, żarliwie się modląc.