poniedziałek, 27 czerwca 2016

Dziś święto Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy


Tytuł Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest na trwałe związany z dostojnym wizerunkiem Maryi, czczonym w Rzymie. Obraz namalowany na desce o wymiarach 54x41,5 cm, pochodzenia bizantyńskiego, przypomina niektóre stare ikony ruskie nazywane Strastnaja. Jego autorstwo jest przypisywane jednemu z najbardziej znanych malarzy prawosławnych wczesnego średniowiecza, mnichowi bazyliańskiemu - S. Lazzaro.



Kiedy i w jakich okolicznościach obraz powstał, a potem dotarł do Rzymu - nie wiemy. Według niektórych źródeł został namalowany na Krecie w IX w.; inne dane mówią o wieku XII i pochodzeniu z Bizancjum lub z klasztoru na świętej Górze Athos. Według legendy, do Europy obraz został przywieziony przez bogatego kupca. Kiedy podczas podróży statkiem na morzu rozszalał się sztorm, kupiec ten pokazał obraz przerażonym współtowarzyszom. Ich wspólna modlitwa do Matki Bożej ocaliła statek. Po szczęśliwym przybyciu do Wiecznego Miasta ikona została umieszczona w kościele św. Mateusza, obsługiwanym przez augustianów. Z dokumentu z roku 1503 wynika, że w ostatnich latach XV w. wizerunek był już w Wiecznym Mieście czczony i uważany za łaskami słynący. Zwano go Madonna miracolosissima. Gdy w roku 1812 wojska francuskie zniszczyły kościół, mnisi wywędrowali do Irlandii. Po powrocie objęli kościół św. Euzebiusza. Kult cudownego obrazu uległ wówczas pewnemu zaniedbaniu, na co wielu się skarżyło.

W grudniu 1866 r. Pius IX powierzył obraz redemptorystom, którzy umieścili go w głównym ołtarzu kościoła św. Alfonsa przy via Merulana. Od tego czasu datuje się niebywały rozkwit kultu Matki Bożej Nieustającej Pomocy, propagowanego przez duchowych synów św. Alfonsa Marii Liguoriego. 23 czerwca 1867 r. odbyła się uroczysta koronacja obrazu. W roku 1876 powstało arcybractwo Maryi Nieustającej Pomocy i św. Alfonsa. Równocześnie mnożyły się kopie, które redemptoryści umieszczali w swoich kościołach w wielu krajach, w tym także na ziemiach polskich. Dla propagowania kultu ponad 100 autorów wydało rozmaite opracowania, powstały różnojęzyczne periodyki, poświęcone temu samemu celowi. Ogromne powodzenie miały także małe obrazki z odpowiednimi wezwaniami. Rozchodziły się one w wielomilionowych nakładach. W 1876 r. ustanowiono święto Maryi Nieustającej Pomocy na dzień 26 kwietnia, z czasem przeniesione na 27 czerwca.

Sam obraz przedstawia cztery postacie: Maryję z Dzieciątkiem oraz świętych Archaniołów Michała (po lewej stronie obrazu) i Gabriela (po stronie prawej). Maryja jest przedstawiona w czerwonej tunice, granatowym płaszczu (zielonym po spodniej stronie) i w niebieskim nakryciu głowy, które przykrywa czoło i włosy. Na środkowej części welonu znajduje się złota gwiazda z ośmioma prostymi promieniami. Głowę Maryi otacza, charakterystyczny dla szkoły kreteńskiej, kolisty nimb. Oblicze Maryi jest lekko pochylone w stronę Dzieciątka Jezus trzymanego na lewej ręce. Prawą, dużą dłonią, o nieco dłuższych palcach, charakterystycznych dla obrazów typu Hodegetria ("wskazująca drogę"), Maryja obejmuje ręce Jezusa. Jej spojrzenie charakteryzuje czuły smutek, ale nie patrzy na swojego Syna, lecz wydaje się przemawiać do patrzącego na obraz. Miodowego koloru oczy i mocno podkreślone brwi dodają obliczu piękna i wyniosłości.

Dzieciątko Jezus przedstawione jest w całości. Spoczywając na lewym ramieniu Matki, rączkami ujmuje mocno Jej prawą dłoń. Przyodziane jest w zieloną tunikę z czerwonym pasem i okryte czerwonym płaszczem. Opadający z nóżki prawy sandał pozwala dostrzec spód stopy, co może symbolizować prawdę, że będąc Bogiem, Jezus jest także prawdziwym człowiekiem. Ma kasztanowe włosy, a rysy Jego twarzy są bardzo dziecięce. Stopy i szyja Dzieciątka wyrażają jakby odruch nagłego lęku przed czymś, co ma niechybnie nadejść. Tym natomiast, co wydaje się przerażać małego Jezusa, jest wizja męki i cierpienia, wyrażona poprzez krzyż i gwoździe niesione przez Archanioła Gabriela. Po drugiej stronie obrazu Archanioł Michał ukazuje inne narzędzia męki krzyżowej: włócznię, trzcinę z gąbką i naczynie z octem.

Maryja, pomimo że jest największą postacią obrazu, nie stanowi jego centralnego punktu. W geometrycznym środku ikony znajdują się połączone ręce Matki i Dziecięcia, przedstawione w taki sposób, że Maryja wskazuje na swojego Syna, Zbawiciela.

Maryja jest Matką Kościoła, ludu Bożego, który Jej Syn nabył swoją najdroższą Krwią. Jest Matką każdego z nas. Niewątpliwie jest jeden nasz Pośrednik, według słów Apostoła: "Bo jeden jest Bóg; jeden też pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który wydał samego siebie na okup za wszystkich" (1 Tm 2, 5-6). Nie przeszkadza to jednak bynajmniej, byśmy mogli mówić o macierzyńskiej roli Maryi w stosunku do wszystkich. Nie przyćmiewa ona żadną miarą i nie pomniejsza tego jedynego pośrednictwa Chrystusowego, lecz ukazuje jego moc: "Cały bowiem wpływ zbawienny Błogosławionej Dziewicy na ludzi wywodzi się nie z jakiejś konieczności rzeczowej, lecz z upodobania Bożego, i wypływa z nadmiaru zasług Chrystusowych, na Jego pośrednictwie się opiera, od tego pośrednictwa całkowicie jest zależny i z niego czerpie całą moc swoją. Nie przeszkadza zaś w żaden sposób bezpośredniej łączności wiernych z Chrystusem, przeciwnie, umacnia je" (KK, nr 60).

"Macierzyństwo Maryi w ekonomii łaski trwa nieustannie - poczynając od aktu zgody, którą przy zwiastowaniu wiernie wyraziła i którą zachowała bez wahania pod krzyżem - aż do wiekuistego dopełnienia się zbawienia wszystkich wybranych. Albowiem wzięta do nieba, nie zaprzestała tego zbawczego zadania, lecz poprzez wielorakie swoje wstawiennictwo zjednuje nam dary wiecznego zbawienia. Dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje się braćmi Syna swego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, dopóki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny. Dlatego to do Błogosławionej Dziewicy stosuje się w Kościele tytuły: Orędowniczki, Wspomożycielki, Pomocnicy, Pośredniczki. Rozumie się jednak te tytuły w taki sposób, że niczego nie ujmują one ani nie przydają godności i skuteczności działania Chrystusa jedynego Pośrednika... Kościół nie waha się jawnie wyznawać taką podporządkowaną rolę Maryi; ciągle jej doświadcza i zaleca ją sercu wiernych, aby oni wsparci tą macierzyńską opieką, jeszcze silniej przylgnęli do Pośrednika i Zbawiciela" (KK, nr 62).

bbb/brewiarz.pl

MODLITWA DO NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY NIEUSTAJĄCEJ POMOCY

Matko Nieustającej Pomocy dziś doświadczamy wielu trudności. Twój obraz mówi nam bardzo wiele o Tobie. On przypomina nam, że docierasz do wszystkich i pomagasz tym, którzy znajdują się w potrzebie. Pomóż nam zrozumieć, że nasze życie należy do innych tak samo, jak należy do nas. Maryjo, bądź nam wzorem chrześcijańskiej miłości, wiemy że nie możemy uleczyć każdej choroby czy też rozwiązać każdego problemu, ale z Bożą łaską, chcemy czynić to, co możemy. Obyśmy dla świata byli prawdziwymi świadkami tego, że miłość wzajemna ma dla nas rzeczywiste znaczenie. Matko Nieustającej Pomocy, niech nasze codzienne działanie objawia, że Ty jesteś dla nas przykładem.

niedziela, 26 czerwca 2016

Komentarz Tygodnia: Łagodne słowa łamią kości

O Brexit i jego konsekwencjach, reakcji Parlamentu Europejskiego na Insha Allah, wizycie prezydenta Chin w Polsce, a na koniec kilka słów do księży.

Tytuł to parafraza fragmentu Księgi Przysłów.
Prz 25,154


Bp. Libera mocno: Tak zwani nowocześni demokraci przestraszyli się Polski !

Dziś bp. Piotr Libera wygłosił przejmującą homilię podczas Mszy Św. z okazji obchodów Wydarzeń Radomskich 1976.


sobota, 25 czerwca 2016

Orędzie z Medjugorie, 25. czerwca 2016


„Drogie dzieci! Dziękujcie ze mną Bogu za dar, że jestem z wami. Dziatki, módlcie się i żyjcie zgodnie z przykazaniami Bożymi, aby było wam dobrze na ziemi. Dziś, w tym dniu łaski, pragnę wam dać swoje matczyne błogosławieństwo pokoju i mojej miłości. Oręduję za wami u mego Syna i wzywam was, abyście wytrwali na modlitwie, abym z wami mogła zrealizować moje plany Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”
 
 

 „Synod zalecił «pomaganie wiernym we właściwym rozróżnianiu słowa Bożego i objawień prywatnych», których rolą „nie jest (…) „uzupełnianie” ostatecznego Objawienia Chrystusa, lecz pomaganie w pełniejszym przeżywaniu go w jakiejś epoce historycznej”. Wartość objawień prywatnych różni się zasadniczo od jedynego Objawienia publicznego: to ostatnie wymaga naszej wiary; w nim bowiem ludzkimi słowami i za pośrednictwem żywej wspólnoty Kościoła przemawia do nas sam Bóg. Kryterium prawdziwości objawienia prywatnego jest jego ukierunkowanie ku samemu Chrystusowi. Jeśli oddala nas ono od Niego, z pewnością nie pochodzi od Ducha Świętego, który jest naszym przewodnikiem po Ewangelii, a nie poza nią. Objawienie prywatne wspomaga wiarę i jest wiarygodne właśnie przez to, że odsyła do jedynego Objawienia publicznego. Stąd kościelna aprobata objawienia prywatnego zasadniczo mówi, że dane przesłanie nie zawiera treści sprzecznych z wiarą i dobrymi obyczajami; wolno je ogłosić, a wierni mogą przyjąć je w roztropny sposób. Objawienie prywatne może wnieść nowe aspekty, przyczynić się do powstania nowych form pobożności lub do pogłębienia już istniejących. Może mieć ono pewien charakter prorocki (por. 1 Tes 5, 19-21) i skutecznie pomagać w lepszym rozumieniu i przeżywaniu Ewangelii w obecnej epoce; dlatego nie należy go lekceważyć. Jest to pomoc, którą otrzymujemy, ale nie mamy obowiązku z niej korzystać. W każdym razie musi ono być pokarmem dla wiary, nadziei i miłości, które są dla każdego niezmienną drogą zbawienia”.

Benedykt XVI, papież

Nie jest naszą intencją autorytatywne orzekanie o prawdziwości i autentyczności objawień w Medjugorie. To bowiem należy do kompetencji władz kościelnych. Tę samą ostrożność, ale bez nieuzasadnionego uprzedzenia, pragniemy zachować również w odniesieniu do orędzi. Decyzja władz kościelnych jaka w przyszłości nastąpi będzie decyzją obowiązującą nas wszystkich której się podporządkujemy.

Medjugorie w PR1



Przesłanie z Medjugorja. Reportaż nadany w Polskim Radiu w programie pierwszym:

http://www.polskieradio.pl/80/4198/Artykul/1326396,Przeslanie-z-Medjugorja


Naciśnij powyższy link do strony Polskiego Radia
 
Po prawej stronie otworzy się ramka, w której naciśnij głośniczek.

piątek, 24 czerwca 2016

Życie jest zbyt krótkie, żeby tracić czas na kłótnie.


W pewnym małym miasteczku mieszkają po sąsiedzku dwa małżeństwa. Jedni małżonkowie stale się kłócą, oskarżając się wzajemnie o wszelkie nieszczęścia i dowodząc, które z nich ma rację, drudzy natomiast żyją zgodnie - ani kłótni, ani krzyków nie słychać. Kłótliwa małżonka zazdrości tej drugiej szczęścia. Mówi do męża:
- Poszedłbyś, podejrzał, jak oni to robią, że spokój tam i cisza...



Poszedł mąż, zaczaił się pod oknem. Obserwuje. Słucha. A pani domu akurat sprząta. Piękny wazon poleruje. Nagle zadzwonił telefon, pani wazon odstawiła na sam róg stołu, pobiegła do telefonu. A tu nagle mąż wszedł do pokoju, zaczepił o wazon, a ten spadł i rozbił się w drobny mak.
- Ale afera teraz będzie! Pomyślał nasz podglądacz.
Pani domu wróciła, westchnęła i mówi do męża:
-Przepraszam kochanie, jakoś tak niezdarnie ten wazon odstawiłam...
- No co ty, najmilsza! To ja się niezdarnie obróciłem. Spieszyłem się i nie zauważyłem wazonu. Ale to nic, żebyśmy tylko takie kłopoty mieli...
Sąsiadowi pod oknem serce się zacisnęło. Wrócił do domu smutny. Żona pyta:
- No i co? Jak tam u nich? Widziałeś? Słyszałeś?
- Ano widziałem i słyszałem. U nich każde winne. U nas - każde ma rację.
demotywatory.pl/4665465/Zycie-jest-za-k…

czwartek, 23 czerwca 2016

Spotkanie Biblijne - 23.06.2016

Zapraszamy na ostatnie w tym roku formacyjnym spotkanie przy Biblii. 

Rozpoczynamy o godzinie 20.00.

Dom Misyjny Misjonarzy Krwi Chrystusa w Swarzewie


prosimy o modlitwę w intencji zdrowia ks. Zbigniewa

obejmijmy również naszą modlitwą chorą Józefę

wtorek, 21 czerwca 2016

Fatima - Mary`s Way


13 maja 1917 - pierwsze objawienie się Matki Bożej

13 maja 1917 r. bawiliśmy się z Hiacynta i Franciszkiem na szczycie zbocza Cova da Iria. Budowaliśmy murek dookoła gęstych krzewów, kiedy nagle ujrzeliśmy jakby błyskawicę.

- „Lepiej pójdźmy do domu - powiedziałam do moich krewnych. - Zaczyna się błyskać, może przyjść burza".

- „Dobrze!" - odpowiedzieli.

Zaczęliśmy schodzić ze zbocza, poganiając owce w stronę drogi. Kiedy doszliśmy mniej więcej do połowy zbocza, blisko dużego dębu, zobaczyliśmy znowu błyskawicę, a po zrobieniu kilku kroków dalej, ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniującą jak słońce. Jaśniała światłem jeszcze jaśniejszym niż promienie słoneczne, które świecą przez kryształowe naczynie z wodą. Zaskoczeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się.

Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra.
Potem Nasza Droga Pani powiedziała:

- „Nie bójcie się! Nic złego wam nie zrobię!"

- „Skąd Pani jest?" - zapytałam.

- „Jestem z Nieba!"

- „A czego Pani ode mnie chce?"

- „Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz". (Siódmym razem było objawienie już 16 czerwca 1921 r. w przeddzień odjazdu Łucji do Vilar de Porto. Chodzi o objawienie z osobistym orędziem dla Łucji, dlatego nie uważała go za tak ważne).

- „Czy ja także pójdę do nieba?"

- „Tak!"

- „A Hiacynta?"

- „Też!"

- „A Franciszek?"

- „Także, ale musi jeszcze odmówić wiele różańców".

Przypomniałam sobie dwie dziewczynki, które niedawno umarły. Były moimi koleżankami i uczyły się tkactwa u mojej starszej siostry.

- „ Maria das Neves jest już w niebie?"

- „ Tak, jest". (Zdaje się, że miała jakieś 16 lat.)

- „ A Amelia?"

- „ Zostanie w czyśćcu aż do końca świata". (Sądzę, że mogła mieć 18 do 20 lat.) – (Oczywiście nie trzeba tego brać dosłownie. Do końca świata ma oznaczać bardzo długi czas).

- „ Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany i jako prośba o nawrócenie grzeszników?"

- „ Tak, chcemy!"

- „ Będziecie więc musieli wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą siłą!"

Wymawiając te ostatnie słowa (łaska Boża itd.) rozłożyła po raz pierwszy ręce przekazując nam światło tak silne, jak gdyby odblask wychodzący z Jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle.
Pod wpływem wewnętrznego impulsu również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie:
- „O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię. Mój Boże, Mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie".

Po chwili Nasza Droga Pani dodała:

- „Odmawiajcie codziennie różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny!"

Potem zaczęła się spokojnie unosić w stronę wschodu i wreszcie znikła w nieskończonej odległości. Światło, które Ją otaczało zdawało się torować Jej drogę do przestworza niebieskiego. Z tego powodu mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy, jak się niebo otwierało.

Wydaje mi się, że pisząc o Hiacyncie albo w jakimś innym liście już podkreśliłam, że przed Naszą Panią nie mieliśmy strachu, lecz przed nadchodzącą burzą, przed którą chcieliśmy uciec. Ukazanie się Matki Boskiej nie wzbudziło w nas ani lęku, ani obawy, ale było dla nas zaskoczeniem. Gdy mnie pytano, czy odczuwałam lęk, mówiłam „tak", ale to się odnosiło do strachu, jaki miałam przed błyskawicą i przed nadchodzącą burzą; przed którą chcieliśmy uciekać, bo błyskawice widzieliśmy tylko podczas burzy. Błyskawice te nie były jednak właściwymi błyskawicami, lecz odbiciem światła, które się zbliżało. Gdyśmy widzieli to światło, mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy przychodzącą Naszą Dobrą Panią.

Ale Matkę Bożą mogliśmy w tym świetle dopiero rozpoznać, kiedy była już na skalnym dębie. Ponieważ nie umieliśmy sobie tego wytłumaczyć i chcąc uniknąć drażliwych pytań mówiliśmy nieraz, że widzimy, jak przychodzi, a innym razem mówiliśmy, że Jej nie widzimy. Kiedy mówiliśmy „ tak", widzimy Ją jak przychodzi, mieliśmy na myśli światło, które się zbliżało, a którym właściwie była Ona. A jeżeli mówiliśmy, że nie widzimy, jak przychodzi, znaczyło to, że widzieliśmy Ją dopiero, gdy była nad skalnym dębem.

II. 13 czerwca 1917 - drugie objawienie się Matki Bożej

13 czerwca 1917 r. po odmówieniu różańca z Hiacynta, Franciszkiem i innymi osobami, które były obecne, zobaczyliśmy znowu odblask światła, które się zbliżało (to cośmy nazwali błyskawicą), i następnie ponad dębem skalnym Matkę Bożą, zupełnie podobną do postaci z maja.

- „Czego Pani sobie życzy ode mnie?"

- „Chcę, żebyście przyszli tutaj dnia 13 przyszłego miesiąca, żebyście codziennie odmawiali różaniec i nauczyli się czytać. Później wam powiem, czego chcę".

Prosiłam o uzdrowienie jednego chorego.

- „Jeżeli się nawróci, wyzdrowieje w ciągu roku".

- „Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba".

- „Tak! Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak tu zostaniesz przez jakiś czas. Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie mnie poznali i pokochali. Chciałby ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca" (Tu z pośpiechu Łucja opuściła koniec zdania, który w innych dokumentach brzmi następująco: „Kto je przyjmuje, temu obiecuje zbawienie dla ozdoby Jego tronu").

- „ Zostanę tu sama?" - zapytałam ze smutkiem.

- „Nie, moja córko! Cierpisz bardzo? Nie trać odwagi. Nigdy cię nie opuszczę, moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga".

W tej chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa, otworzyła swoje dłonie i przekazała nam powtórnie odblask tego niezmiernego światła. W nim widzieliśmy się jak gdyby pogrążeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się stać w tej części światła, które wznosiło się do nieba, a ja w tej, które się rozprzestrzeniało na ziemię. Przed prawą dłonią Matki Boskiej znajdowało się Serce, otoczone cierniami, które wydawały się je przebijać. Zrozumieliśmy, że było to Niepokalane Serce Maryi, znieważane przez grzechy ludzkości, które pragnęło zadośćuczynienia.

To, Ekscelencjo, mieliśmy na myśli, kiedyśmy mówili, że Matka Boska wyjawiła nam w czerwcu tajemnicę. Nasza Pani nie rozkazała nam tego zachować w tajemnicy, ale odczuwaliśmy, że Bóg nas do tego nakłania.

III. 13 lipca 1917 - trzecie objawienie się Matki Bożej

13 lipca 1917 r. krótko po naszym przybyciu do Cova da Iria do dębu skalnego, gdy odmówiliśmy różaniec z ludźmi licznie zebranymi, zobaczyliśmy znany już blask światła, a następnie Matkę Boską na dębie skalnym.

- „Czego sobie Pani ode mnie życzy?" - zapytałam.

- „Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać".

- „Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli, że nam się Pani ukazuje".

- „Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc! W październiku powiem, kim jestem i czego chcę, i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli".

Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Nasza Dobra Pani powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać. I w dalszym ciągu mówiła:

- „Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi".

Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach. Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia, a w tym ogniu zanurzeni byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli, które pływały w tym ogniu. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. (Na ten widok musiałam krzyczeć «aj», bo ludzie to podobno słyszeli.) Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle.

Przerażeni, podnieśliśmy oczy do Naszej Pani szukając u Niej pomocy, a Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:

- „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Żeby je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, wielu przed piekłem zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi. Ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa Xl rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, (ma na myśli nadzwyczajne światło północne, które widziano w nocy 25 stycznia 1938 r. w całej Europie, także w Polsce. Łucja uważała je wciąż za znak obiecany z nieba) wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie, będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca Świętego.

Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła, dobrzy będą męczeni, a Ojciec Święty będzie musiał wiele wycierpieć. Różne narody zginą. Na koniec jednak moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary itd. Tego nie mówcie nikomu; Franciszkowi możecie to powiedzieć. Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia".


Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:

- „Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?"

- „Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej".

I jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu.

IV. 19 sierpnia 1917 - czwarte objawienie się Matki Bożej
13 sierpnia 1917 r. ponieważ już opowiadałam, co tego dnia zaszło, nie będę się powtarzać, ale przechodzę do objawienia według mnie z dnia 15 pod wieczór (Łucja myli się, jeżeli uważa, że objawienie zdarzyło się w tym samym dniu, kiedy wyszli z więzienia z Vila Nova de Ourem. Objawienie miało miejsce w następną niedzielę, tj 19 sierpnia).

Ponieważ wówczas jeszcze nie umiałam odróżnić poszczególnych dni miesiąca, być może, że się mylę. Ale zdaje mi się, że było to tego samego dnia, kiedy wróciliśmy z więzienia z Vila Nova de Ourem.

Kiedy z Franciszkiem i jego bratem Janem prowadziłam owce do miejsca, które się nazywa Valinhos, odczułam, że zbliża się i otacza nas coś nadprzyrodzonego, przypuszczałam, że Matka Boska może nam się ukazać i żałowałam, że Hiacynta może Jej nie zobaczyć. Poprosiłam więc jej brata Jana, żeby po nią poszedł. Ponieważ nie chciał iść, dałam mu 20 groszy; zaraz pobiegł po nią.

Tymczasem zobaczyłam z Franciszkiem blask światła, któreśmy nazwali błyskawicą. Krótko po przybyciu Hiacynty zobaczyliśmy Matkę Boską nad dębem skalnym.

- „Czego Pani sobie życzy ode mnie?"

- „Chcę, abyście nadal przychodzili do Cova da Iria 13 i odmawiali codziennie różaniec. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli".

- „Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?"

- „Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz nosiła ty z Hiacyntą i dwie inne dziewczynki ubrane na biało, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać".

- „Chciałam prosić o uleczenie kilku chorych".

- „Tak, niektórych uleczę wciągu roku" - i przybierając wyraz smutniejszy powiedziała: - Módlcie, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił".
I jak zwykle zaczęła unosić się w stronę wschodu.

V. 13 września 1917 - piąte objawienie się Matki Bożej

13 września 1917. Kiedy zbliżyła się godzina, przeciskałam się z Hiacynta i Franciszkiem przez tłum ludzi, który nam ledwo pozwalał przejść. Ulice były pełne ludzi. Wszyscy chcieli nas widzieć i rozmawiać z nami. Tam się jeden drugiego nie bał. Wiele osób, nawet zacne panie i panowie przeciskali się przez tłum, który nas otaczał. Padali na kolana przed nami, prosząc, byśmy Matce Bożej przedstawili ich prośby. Inni, którzy nie mogli się do nas dostać, wołali z daleka:

- „Na miłość Boską, proście Matkę Boską, żeby mi wyleczyła mego syna kalekę".

Ktoś inny wołał:

- „Niech wyleczy moje niewidome dziecko". A znowu inny:

- „A moje jest głuche". I znowu inny:

- „Niech mi przyprowadzi z wojny do domu mego męża i mego syna".

- „Niech mi nawróci grzesznika".

- „Niech mnie uzdrowi z gruźlicy" itd.

Tam ukazała się cała nędza biednej ludzkości, niektórzy krzyczeli z drzew, inni z muru, na którym siedzieli, aby nas zobaczyć, gdy przechodziliśmy. Jednym obiecując spełnienie ich życzeń, innym podając rękę, aby mogli się podnieść z ziemi, mogliśmy się dalej posuwać dzięki kilku mężczyznom, którzy nam torowali drogę przez tłum.

Kiedy teraz czytam w Nowym Testamencie o tych cudownych scenach, które się zdarzały w Palestynie, kiedy Pan Jezus przechodził, przypominam sobie te, które jako dziecko mogłam przeżyć na ścieżkach i ulicach z Aljustrel do Fatimy do Cova da Iria. Dziękuję Bogu i ofiaruję Mu wiarę naszego dobrego ludu portugalskiego.

Myślę, że jeżeli ci ludzie na kolana padali przed trojgiem biednych dzieci, jedynie dlatego, że z miłosierdzia Bożego doznały łaski rozmawiania z Matką Boską, to co by dopiero robili, gdyby widzieli przed sobą samego Jezusa Chrystusa? Więc dobrze, ale to wszystko do tego nie należy. Było to raczej poślizgnięcie się pióra w tym kierunku, do którego właściwie nie zmierzałam. Cierpliwości, znowu coś zbędnego! Nie usuwam jej jednak, aby nie niszczyć zeszytu.

Doszliśmy wreszcie do Cova da Iria koło dębu skalnego i zaczęliśmy odmawiać różaniec z ludem. Wkrótce potem ujrzeliśmy odblask światła i następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.

- „Odmawiajcie w dalszym ciągu różaniec, żeby uprosić koniec wojny. W październiku przybędzie również Nasz Pan, Matka Boża Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby pobłogosławić świat. Bóg jest zadowolony z waszych serc i ofiar, ale nie chce, żebyście w łóżku miały sznur pokutny na sobie. Noście go tylko w ciągu dnia".

- „Polecono mi, żebym Panią prosiła o wiele rzeczy: o uzdrowienie pewnego chorego i jednego głuchoniemego".

- „Tak, kilku uzdrowię, innych nie. W październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli".

I zaczynając się wznosić, znikła jak zwykle.

VI. 13 października 1917 - szóste objawienie się Matki Bożej
13 października 1917. Wyszliśmy z domu bardzo wcześnie, bo liczyliśmy się z opóźnieniem w drodze. Ludzie przyszli masami. Deszcz padał ulewny. Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć. Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie pokornej i błagalnej.

Gdyśmy przybyli do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec. Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła, a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.

- „Czego Pani sobie ode mnie życzy?"

- „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu".

- „Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy: czy zechciałaby Pani uzdrowić kilku chorych i nawrócić kilku grzeszników i wiele więcej".

- „Jednych tak, innych nie. Muszą się poprawić i niech proszą o przebaczenie swoich grzechów".
I ze smutnym wyrazem twarzy dodała:

- „Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony".

Znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca. Oto, Ekscelencjo, powód dlaczego zawołałam, aby ludzie spojrzeli na słońce. Zamiarem moim nie było zwrócenie uwagi ludzi w tym kierunku, gdyż nie zdawałam sobie sprawy z ich obecności. Zrobiłam to jedynie pod wpływem impulsu wewnętrznego, który mnie do tego zmusił.

Kiedy Nasza Pani znikła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Naszą Dobrą Panią ubraną w bieli, w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża.

Krótko potem ta wizja znikła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna.
Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską.

Uwagi końcowe

Oto, Ekscelencjo, historia objawień Matki Boskiej w Cova da Iria w 1917 roku.
Zawsze, gdy z jakiegoś powodu musiałam mówić o nich, starałam się uczynić to jak najzwięźlej z pominięciem intymnych spraw osobistych, bo by mnie to bardzo wiele kosztowało. Ale ponieważ są one Boże, a nie moje, i ponieważ Bóg teraz Waszą Ekscelencję o nie pyta, oddaję je niniejszym. Świadomie nie zatrzymuję niczego, co do mnie nie należy. Wydaje mi się, że brak tylko kilku małych szczegółów odnoszących się do próśb, które przedstawiłam. Ponieważ były to sprawy bardziej materialne, nie miały dla mnie specjalnego znaczenia i być może nie utkwiły mi tak żywo w pamięci. A poza tym było ich tak wiele! Miałam i z tym tyle roboty, aby sobie przypomnieć niezliczone łaski, o które miałam Matkę Bożą prosić, że może tu i tam wślizgnęła się jakaś pomyłka, kiedy np. powiedziałam, że wojna skończy się w tym samym dniu, tj. 13 (Prawdę mówiąc, Łucja nie powiedziała wprost że wojna skończy się w tym samym dniu. Nakłoniona została do tego przez wiele naglących pytań, które jej stawiano).

Wiele ludzi było zdumionych pamięcią, którą Bóg mi raczył dać. Dzięki nieskończonej dobroci Bożej jest to pod każdym względem naprawdę wielki dar. Jednak w nadprzyrodzonych sprawach nie trzeba się dziwić, że tak głęboko odciskają się w pamięci, że po prostu nie można ich zapomnieć. W każdym razie sensu spraw, które one oznaczają, nigdy się nie zapomina, jeżeli Bóg sam nie sprawi, że się je zapomni.

www.sekretariatfatimski.pl/…/397-objawienia-…

Muzułmanie nawrócą się dzięki Maryi


Islam jest jedyną wielką postchrześcijańską religią świata. Ponieważ jego początki przypadają na siódmy wiek, za życia Mahometa, było możliwe zaadaptowanie przezeń pewnych elementów Chrześcijaństwa i Judaizmu.

Islam przyjął doktrynę jedności Boga, Jego Majestatu i Jego Siły Stwórczej i wykorzystał ją jako podstawę dla nieuznawania Chrystusa, Syna Bożego.

Fałszywie interpretując pojęcie Świętej Trójcy, Mahomet uczynił Chrystusa zaledwie prorokiem.
Kościół Katolicki w całej Afryce Północnej został praktycznie zniszczony przez hordy muzułmańskie i obecnie (ok. 1950r.) muzułmanie zaczynają na nowo szykować się do walki.

Jeśli Islam jest herezją, jak twierdzi Hilaire Belloc, jest to jedyna herezja, która nigdy nie podupadła, zarówno w sferze liczebności, jak i co do religijności jej wyznawców.

Misjonarskie wysiłki Kościoła wobec tej grupy zawsze, przynajmniej pobieżnie rzecz ujmując, kończyły się niepowodzeniem, ponieważ muzułmanie zwykle nie są podatni na nawrócenie. Powodem jest to, że dla wyznawcy Mahometa stać się chrześcijaninem jest tym, czym dla chrześcijanina byłoby stać się żydem. Muzułmanie wierzą, że są w posiadaniu ostatniego, definitywnego objawienia Boga dla świata i że Chrystus był tylko prorokiem głoszącym przyjście Mahometa, ostatniego z prawdziwych proroków Boga.

Dzisiaj (1950r.) nienawiść krajów muzułmańskich wobec Zachodu staje się nienawiścią wobec samego chrześcijaństwa. Mimo iż rządzący państwami wciąż nie biorą tego pod uwagę, istnieje olbrzymie niebezpieczeństwo, że doczesna siła islamu może powrócić, a wraz z nią groźba tego, że zmiecie on Zachód, który przestał być chrześcijański i że islam utwierdzi się jako wielkie antychrześcijańskie mocarstwo światowe

Jestem święcie przekonany, że obawy, jakie wiele osób żywi wobec islamu, nie znajdą potwierdzenia i że islam nawróci się w końcu na chrześcijaństwo – stanie się to w sposób, którego nie przewidują nawet niektórzy z naszych misjonarzy.

Jestem przekonany, że stanie się to nie poprzez bezpośrednie głoszenie chrześcijańskiej nauki, lecz poprzez wezwanie muzułmanów do oddawania czci Matce Boga.

Oto moja linia argumentacji:

Koran, który jest biblią muzułmanów, zawiera wiele ustępów dotyczących Najświętszej Dziewicy. Po pierwsze Koran wierzy w Jej Niepokalane Poczęcie i w Jej Dziewicze Narodzenie. Trzecia sura Koranu lokuje historię rodziny Maryi w genealogii, która wywodzi się od Abrahama, Noego i Adama. Gdy porówna się koraniczny opis narodzin Maryi z apokryficzną ewangelią o Jej narodzinach, można się pokusić o stwierdzenie, że Mahomet w dużej mierze korzystał z tej ostatniej.

Obie księgi opisują podeszły wiek i ostateczną niepłodność Anny, matki Maryi. Jednakże gdy Anna poczęła, matka Maryi mówi według Koranu: „O Panie, zawierzam i poświęcam Ci to, co już jest we mnie. Przyjmij to ode mnie”.

Po przyjściu na świat Maryi, jej matka Anna mówi: “I poświęcam Ją z całym Jej potomstwem pod Twoją opiekę, o Panie przeciwko Szatanowi!”

W Koranie znajdujemy też wersy o Zwiastowaniu, Nawiedzeniu i Narodzeniu. Aniołowie przedstawieni są gdy towarzyszą Najświętszej Matce i mówią: „O Maryjo, Bóg wybrał Cię i oczyścił i wyniósł Cię ponad wszystkie kobiety na ziemi.”

W dziewiętnastej surze Koranu znajdujemy czterdzieści jeden wersetów o Jezusie i Maryi. Znajduje się tam tak silna obrona dziewictwa Maryi, że Koran w czwartej księdze przypisuje potępienie Żydów ich potwornym oszczerstwom przeciw Maryi Dziewicy.

Maryja jest zatem dla muzułmanów prawdziwą 'Sayyida, czyli Panią. Jej jedyną ewentualną poważną rywalką w ich wyznaniu wiary mogłaby być Fatima, córka samego Mahometa. Jednakże po śmierci Fatimy Mahomet napisał: “Będziesz najbardziej błogosłowioną spośród kobiet w Raju, po Maryi.”

W jednym z wartiantów tekstu, w usta Fatimy wkłada się słowa: “Przewyższę wszystkie kobiety, z wyjątkiem Maryi.”

Prowadzi nas to do drugiego punktu mojej argumentacji, mianowicie do wyjaśnienia, dlaczego Najświętsza Matka w XX wieku wybrała na miejsce Swojego objawienia małą, nieistotną wioskę Fatima, aby odtąd przyszłe pokolenia znały ją jako “Matkę Boską z Fatimy”.

Cokolwiek dzieje się ze zrządzenia Nieba, dba ono o to, aby wszystkie szczegóły zostały dopracowane z najwyższą finezją. Wierzę, że Najświętsza Dziewica wybrała sobie miano „Matki Boskiej z Fatimy” jako obietnicę i znak nadziei dla ludów muzułmańskich i jako zapewnienie, że ci, którzy okazują jej tak wiele szacunku, pewnego dnia przyjmą również Jej Boskiego Syna.
Dowód na potwierdzenie tej tezy znaleźć można w historycznym fakcie wielowiekowej okupacji Portugalii przez muzułmanów. Gdy zostali wreszcie z niej wyparci, muzułmanami dowodził ostatni wódz, który miał piękną córkę o imieniu Fatima.

Zakochał się w niej katolicki chłopak, ona odwzajemniła jego miłość i nie tylko pozostała w Portugalii, gdy muzułmanie odeszli, lecz przyjęła również wiarę katolicką. Jej młody mąż był w niej tak zakochany, że przemianował miasto w którym mieszkali; odtąd nosiło ono nazwę Fatima. Tak więc miejsce, w którym Najświętsza Matka objawiła się w 1917r., historycznie wiąże się z Fatimą, córką Mahometa.

Ostatecznym dowodem na związki Fatimy z muzułmanami jest entuzjastyczne przyjęcie pielgrzymującej statuy Matki Boskiej Fatimskiej przez muzułmanów w Afryce i w Indiach. Muzułmanie uczestniczyli w katolickich nabożeństwach ku czci Matki Boskiej, brali udział w procesjach, a nawet w modlitwach przed ich własnymi meczetami; a w Mozambiku muzułmanie przyjęli chrześcijaństwo, gdy tylko została tam postawiona figura Matki Bożej Fatimskiej.
W przyszłości misjonarze przekonają się, że ich apostolat wśród muzułmanów odniesie sukces w takim stopniu, w jakim będą oni nauczać o Matce Boskiej z Fatimy. Ponieważ muzułmanie mają nabożeństwo do Maryi, nasi misjonarze powinni zadowolić się rozszerzaniem i rozwijaniem tego nabożeństwa, zdając sobie w pełni sprawę z tego, że Najświętsza Maryja Panna osobiście doprowadzi muzułmanów do Jej Boskiego Syna.

Podobnie jak ci, którzy tracą nabożeństwo do Niej, tracą wiarę w Boskość Chrystusa, tak ci, którzy pogłębiają to nabożeństwo, stopniowo zdobywają tę wiarę.

Arcybiskup Fulton J. Sheen

Źródło: "The World's First Love", 1952r., strona nieznana.

za: abp-fulton-j-sheen.blogspot.com/2012/07/maryja-i-muzumanie.html

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Wojtek Kurzeja w drodze do Medjugorje



Jaworznicki pielgrzym, Wojtek Kurzeja, jest znowu w drodze. Po ostatniej pielgrzymce do Asyżu długo nie odpoczywał. Spakował swój plecak i w piątek 3 czerwca wyruszył pieszo do Medjugorie. Wyszedł z Jaworzna, a my z naszą kamerą spotkaliśmy go w czasie drogi w Gorzowie, tuż za Chełmkiem.

Idzie sam, ale jak mówi, nie jest samotny. Chociaż obok niego nie ma towarzystwa innych ludzi, w swojej pamięci ma wiele osób, które poprosiły go o modlitwę.

Przeszedł już tysiące kilometrów, a ciągle mu mało. Pielgrzymki to dla niego czas wyciszenia i uspokojenia. To dobry sposób na przemyślenie wielu trudnych spraw. Wojtek po raz pierwszy poszedł na pielgrzymkę, aby podziękować, że przestał pić. Teraz dziękuję, że wytrwał.

Do Jaworzna wróci za ok. 35 dni, jeżeli trasa będzie przebiegała zgodnie z jego planem. W drodze niczym się nie martwi. Czasem tylko zastanawia się, gdzie spędzi noc. Podczas wcześniejszych pielgrzymek spotkał się z ogromną życzliwością i pomocą. Jest pewny, że tym razem będzie tak samo.

Jak sam mówi, na pielgrzymkę, zabiera cały swój dom, czyli wszystko, co zmieściło się do plecaka. Nie jest tego dużo, niecałe 20 kg. Najważniejsze to wygodne buty, ponieważ przed nim aż 1000 km pieszej drogi.

Wojtek po raz pierwszy będzie relacjonował swoją pielgrzymkę. Można go znaleźć na Facebooku, wpisując Camino Wojtek Kurzeja.

Wojtkowi życzymy spokojnej drogi, aby wrócił do Jaworzna i opowiedział nam, co interesującego spotkało go podczas pielgrzymowania.

O.Augustyn Pelanowski ~ Królowa

"Serce Maryi ma dla nas tyle miłości, że serca wszystkich ziemskich matek zebrane razem są przy nim niczym bryłka lodu"
Św. Jan Wianney


niedziela, 19 czerwca 2016

Dzisiejszy świat ...


Franciszek do Polaków: bądźcie zaczynem prawdy

Do głównego tematu audiencji jubileuszowej Ojciec Święty nawiązał także w słowie do Polaków. Podkreślił, że nawracanie się to poważne zobowiązanie, które dotyczy każdego z nas.

„Słowo serdecznego pozdrowienia kieruję do pielgrzymów polskich. Dzisiaj ponownie usłyszeliśmy wezwanie Chrystusa: «Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!» (Mk 1, 15). To poważne wezwanie, zobowiązujące, dotyczy każdego! Niech wzbudzi w nas pragnienie przemiany życia. Odnowieni w duchu bądźmy dla świata ewangelicznym zaczynem prawdy, przebaczenia, miłosierdzia i pojednania. Życzę wam oraz waszym bliskim obfitych owoców Roku Jubileuszowego i z serca błogosławię” – powiedział Papież.

sobota, 18 czerwca 2016

Komentarz Tygodnia: Kroniki niezapowiedzianych śmierci GadowskiTV GadowskiTV



Kroniki niezaplanowanych śmierci, rozgrywka o telewizję publiczną, nowe doniesienia o terrorystach i o kompromisach, na które godzi się rząd.

Kard. Robert Sarah - Nie ulegajmy wpływowi wszechobecnego relatywizmu i nie chowajmy światła naszej wiary pod korcem



Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów kard. Robert Sarah w homilii wygłoszonej 10 kwietnia 2016 r.:

Tak, Bracia i Siostry, nie ulegajmy wpływowi niektórych duchownych, którzy dla względów duszpasterskich zamierzają zmienić nauczanie Jezusa i wielowiekową naukę o sakramentach Kościoła; nie ulegajmy wpływowi wszechobecnego relatywizmu, który – jak stwierdził Ojciec Święty Benedykt XVI – jest prawdziwą dyktaturą, dyktaturą konktrkultury panującej w krajach Europy Zachodniej, i nie chowajmy światła naszej wiary pod korcem.

Ponieważ zaś na mocy chrztu przyoblekliśmy się w Chrystusa jak w utkaną szatę, niech nasza wiara jaśnieje w naszych rodzinach i parafiach, nad naszymi miejscami pracy i na uniwersytetach, w naszych szkołach i w miejscach odpoczynku i kultury (w teatrach i salach koncertowych, na stadionach i w ośrodkach sportowych…), aby ludzi nam współczesnych, poszukujących racji życia i nadziei, przyciągnął Ten, który przyszedł wyzwolić człowieka z grzechu i „rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno” (J 11,52), Ten, którego „Bóg wywyższył […] po prawicy swojej jako Władcę i Zbawiciela” (Dz 5,31). Jak słyszeliśmy w drugim czytaniu, właśnie Jemu, Barankowi złożonemu w ofierze za nasze grzechy, naprawdę są poddane wszystkie stworzenia na niebie i na ziemi… Tak, Jemu samemu błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc!

(...) Drodzy Bracia i Siostry, jesteśmy zaproszeni do tego, by z uwagą rozważać znaczenie obecności Maryi w życiu Kościoła i w naszym życiu osobistym. Codziennie, w rodzinach lub indywidualnie, odmawiajmy Różaniec, modlitwę „Anioł Pański”… Powierzajmy Maryi siebie, poświęćmy się Jej Niepokalanemu Sercu i poświęćmy Mu nasze rodziny, a zwłaszcza wszystkich młodych przygotowujących się do małżeństwa: jesteśmy Jej umiłowanymi dziećmi! Niech Maryja pomaga nam być odważnymi świadkami Jej Syna, nieulękłymi misjonarzami Nowej Ewangelizacji, aby Chrystusowa, tkana Tunika przyoblekła każdego człowieka spragnionego prawdy. Amen.

Cała homilia została opublikowana na stronie: naszdziennik.pl

czwartek, 16 czerwca 2016

Serce Jezusa wzorem kierowania się ku Bogu i ludziom



„Obchodząc Jubileusz Kapłanów w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa jesteśmy wezwani, by postawić na serce, to znaczy na życie wewnętrzne, na najsilniejsze korzenie życia, centrum uczuć, jednym słowem na centrum osoby”. Tak mówił Papież w homilii na dzisiejszej Mszy wieńczącej trzydniowe obchody Jubileuszu Miłosierdzia, które zgromadziły w Rzymie tysiące księży.

Koncelebrując z nimi Eucharystię na placu św. Piotra, Franciszek powiedział: „Dzisiaj kierujemy spojrzenie na dwa serca: Serce Dobrego Pasterza i nasze serce duszpasterzy”. Wskazał, że Serce Dobrego Pasterza „jest samym miłosierdziem. Tu czuję pewność, że jestem akceptowany i zrozumiany takim, jakim jestem” – mówił Ojciec Święty. Przypomniał, że Jezus kocha nas „aż do końca” (J 13, 1).
„Wobec Serca Jezusa rodzi się fundamentalne pytanie naszego życia kapłańskiego: gdzie kieruje się moje serce? To pytanie, które my księża powinniśmy stawiać sobie wiele razy: codziennie, każdego tygodnia. Gdzie kieruje się moje serce? Nasza posługa jest często pełna różnorodnych inicjatyw, które wystawiają ją na wiele frontów: od katechezy po liturgię, działalność charytatywną, obowiązki duszpasterskie, a także administracyjne. Pośród wielu działań pozostaje pytanie: Gdzie jednak utkwione jest moje serce? Na co stawia, jakiego skarbu poszukuje? Bo, jak mówi Jezus, «gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje» (Mt 6,21). Wszyscy mamy słabości, także grzechy. Idźmy jednak do głębi, do korzenia. Gdzie jest korzeń naszych słabości, naszych grzechów, to znaczy gdzie jest właśnie ten «skarb», który oddala nas od Pana?” - powiedział Ojciec Święty.



Papież zwrócił uwagę, że „Jezus miał tylko dwa skarby: Ojca i nas. Swoje dni spędzał na modlitwie do Ojca i na spotkaniach z ludźmi”. Także serce duszpasterza winno znać tylko dwa kierunki, będąc skierowane na Boga i na ludzi. Nawiązując do czytań z Mszy dzisiejszej uroczystości Serca Jezusowego, Franciszek podjął temat poszukiwania zaginionych, obecny w Księdze Proroka Ezechiela i w przypowieści z Ewangelii św. Łukasza. Sam Bóg szuka swych owiec i taki ma też być duszpasterz.

„Nie przekłada poszukiwania na później, nie myśli: «Dziś już wypełniłem mój obowiązek, może zajmę się tym jutro», ale natychmiast bierze się do pracy. Jego serce jest niespokojne, dopóki nie znajdzie tej jednej zagubionej owcy. Gdy ją znajdzie, zapomina o zmęczeniu i bierze ją na ramiona pełen radości. Czasem musi wyjść jej szukać, mówić, przekonywać. Kiedy indziej ma trwać przed tabernakulum, zmagając się z Panem o tę owcę. Oto serce poszukujące: serce, które nie prywatyzuje czasu i miejsca. Biada pasterzom, którzy prywatyzują swą posługę! Serce to nie jest zazdrosne o spokój, do którego ma prawo, i nigdy nie domaga się, by mu nie przeszkadzano. Pasterz według serca Bożego nie broni swojej wygody, nie troszczy się o obronę swojego dobrego imienia, a będzie oczerniany jak Jezus. Bez obawy o krytykę jest gotów zaryzykować, by naśladować swojego Pana” - powiedział Papież.



Ojciec Święty nawiązał też do innej jeszcze przypowieści o Dobrym Pasterzu, zawartej w Ewangelii św. Jana. Czytamy w niej, że „Chrystus kocha i zna swoje owce, za nie oddaje życie i żadna z nich nie jest Mu obca” (por. J 10,11-14).
„Podobnie też kapłan Chrystusa: jest namaszczony dla ludu nie po to, by wybierać swoje projekty, ale aby być blisko konkretnych ludzi, których Bóg mu powierzył za pośrednictwem Kościoła. Nikt nie jest wykluczony z jego serca, jego modlitwy i uśmiechu. Przyjaznym spojrzeniem i ojcowskim sercem akceptuje, włącza, a kiedy musi skorygować, jest zawsze po to, żeby zbliżać. Nikim nie gardzi, ale dla każdego jest gotów pobrudzić sobie ręce. Dobry Pasterz nie używa rękawic. Sługa komunii, którą celebruje i którą żyje, nie oczekuje pozdrowień i komplementów od innych, ale jako pierwszy wyciąga rękę, odrzucając plotkowanie, osądy i złości. Cierpliwie wysłuchuje problemów i towarzyszy ludzkim krokom, udzielając Bożego przebaczenia ze szczodrym współczuciem. Nie beszta tych, którzy opuszczają czy gubią drogę, ale jest zawsze gotów ponownie ich włączać i zażegnywać kłótnie” - powiedział Franciszek.



Papież wskazał, że Bóg jest pełen radości (por. Łk 15,5), która rodzi się z przebaczenia, z odradzającego się życia.

„Radość Jezusa Dobrego Pasterza nie jest radością dla siebie, ale radością dla innych i z innymi, prawdziwą radością miłości. Taka jest również radość kapłana. Jest on przekształcany przez miłosierdzie, które darmo daje. W modlitwie odkrywa pocieszenie, jakie daje Bóg, i doświadcza, że nic nie jest silniejsze od Jego miłości. Dlatego jest wewnętrznie spokojny i czuje się szczęśliwy, że jest kanałem miłosierdzia, przybliżania człowieka do Serca Bożego. Smutek nie jest dla niego czymś normalnym, ale tylko przejściowym. Surowość jest mu obca, ponieważ jest pasterzem według łagodnego Serca Boga” - powiedział Ojciec Święty.



Kapłanom kończącym dziś swój Jubileusz Miłosierdzia Franciszek przypomniał, że sprawując liturgię eucharystyczną odnajdują codziennie swą tożsamość pasterzy. Kiedy wypowiadają słowa Chrystusa: „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane”, stają się one ich własnymi słowami. „To jest sens naszego życia, to słowa, którymi w pewien sposób możemy codziennie odnawiać przyrzeczenia naszych święceń – mówił Ojciec Święty. – Dziękuję wam za wasze «tak» wypowiedziane, aby oddać swoje życie w zjednoczeniu z Jezusem: tu jest czyste źródło naszej radości”.

pl.radiovaticana.va/…/1234589

Akcja "Rozdajemy medaliki św. Benedykta" (potrwa do 19 czerwca)



Ostatnimi czasy o naszym medaliku św. Benedykta jest coraz głośniej. Poszliśmy za ciosem i przygotowaliśmy dla naszych Czytelników akcję, w ramach której rozdajemy za darmo wspomniane medaliki. Każdy, kto zechce, może otrzymać swój egzemplarz. Z tej okazji stworzyliśmy specjalną stronę, na której znajdziecie wszelkie potrzebne informacje. Idea jest prosta: po pierwsze, pragniemy promować duchowość medalika św. Benedykta, a po drugie, poszerzać świadomość znaczenia i symboliki naszego medalika; po trzecie wreszcie, wyjaśnić kontrowersje, które narosły wokół tego tematu. Jeżeli chcesz medalik... wejdź na stronę: medalik.tyniec.com.pl 
 
PIERWSZY ETAP AKCJI TRWA DO KOŃCA WEEKENDU (CZYLI 19 CZERWCA 2016)
 
 Na stronie medalik.tyniec.com.pl będziecie mogli do nas napisać, a my jak, już zbierzemy odpowiednią ilość „zamówień”, prześlemy chętnym medaliki (oczywiście za darmo).
 
 WAŻNA sprawa: w przesłanej do nas wiadomości umieśćcie dane adresowe, na które mamy wysłać medalik św. Benedykta z opisem… pozdrawiamy Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC tyniec.com.pl

Nigel Farage: Wychodzę, być może na dłużej

Początkowo uważałem, że my powinniśmy wystąpić, bo byliśmy kwadratowym kołkiem w okrągłym otworze. Kiedy zobaczyłem, co stało się tutaj w 2005 roku, kiedy Francuzi i Holendrzy odrzucili konstytucję, a jednak podstępnie została ona wprowadzona tylnymi drzwiami jako traktat lizboński, zdałem sobie sprawę, że nie jest to jedynie złe dla Brytanii, to jest złe dla całej Europy.

► Parlament Europejski, Strasburg - 8 czerwca 2016 r.
► Mówca: Nigel Farage, UKIP, przewodniczący grupy EFDD
► Debata: Przegląd śródokresowy planu inwestycyjnego.



Ku przestrodze


Podczas ostatniej naszej pielgrzymki do Włoch, będąc w Sorento szukaliśmy otwartego kościoła aby odprawić Mszę Świętą. W miejscowości w której nocowaliśmy był kościół. Jeszcze kilka miesięcy temu, tamtejszy proboszcz zapraszał nas gdy tylko przyjedziemy do kościoła. Niestety, na trzy dni przed naszym przyjazdem proboszcz zmarł. Proboszcz miał 84 lata, do ostatniej chwili sprawował posługę duszpasterską. Można powiedzieć, że zmarł na posterunku pracy. Z powodu braku kapłańskich rąk do pracy coś takiego jak kapłańska emerytura, we Włoszech, nie istnieje. Gdy go zabrakło, wierni nie dostali nowego kapłana. Brak kapłanów. Brak powołań kapłańskich. Starsza gwardia obsługuje po kilka parafii. Jeżdżą od jednej do drugiej. O sakramencie pokuty nie ma mowy. Kapłan ledwo może zdążyć z jednej Mszy na drugą, aby się wyspowiadać trzeba jechać do któregoś z sanktuariów. Tam jeszcze są kapłani. Nie ma też posługujących sióstr zakonnych czy też braci, ministrantów nikt nie widział od ćwierćwiecza. Dzięki pomocy pani w recepcji udało się odnaleźć osobę świecką, która za drobną opłatą (sic!) otworzyła nam kościół. Kilka osób miejscowych widząc otwarty kościół, korzystając z okazji przyłączyło się do naszej liturgii. W kropielnicach już od dawna nie było wody święconej. Kropidło wyschnięte bardziej niż piasek na pustyni. Tutaj już nikt nie wierzy w sakramentalia. Nasz ksiądz Waldemar pobłogosławił całe wiadro wody, zostawiliśmy po sobie chociaż wodę święconą. Tak wygląda chrześcijańska Europa, tak wyglądają chrześcijańskie Włochy. Sami tego doświadczyliśmy. I chociaż w naszym przypadku nie było miejsca do sprawowania Eucharystii, a byli kapłani, to należy już dzisiaj modlić się o nowe powołania i miejsca do sprawowania Mszy Świętej. Dlaczego to wszystko piszę? Dlatego, że dzisiejsze doniesienia z Hiszpanii za stroną Polonia Christiana 24.pl nie napawają optymizmem. Likwidacja zakonów, świątyń i domów misyjnych w całej Europie jest zatrważająca.

W ostatnim półtoraroczu w Hiszpanii zamknięto ogromną liczbę domów należących do zgromadzeń zakonnych. Statystyki niezbicie świadczą o ogromnym kryzysie Kościoła na Półwyspie Iberyjskim.

W ostatnich osiemnastu miesiącach w samej Hiszpanii zamknięto aż 341 domów należących do zgromadzeń zakonnych. Powód jest bardzo prosty – brak powołań. W pozostałych domach natomiast średnia wieku pozostaje bardzo wysoka. Tak więc w omawianym okresie co półtora dnia zamykano któryś z domów zakonnych.

Zamknięcie budynków w tym wypadku nie oznacza wyłącznie przeniesienia zakonnic i zakonników do innych domów. To również decyzje o wynajęciu tych pomieszczeń, o wystawieniu ich na sprzedaż, albo organizacji muzeów. W niewielu przypadkach domy pozostawiono do użytku religijnego.

Jak podaje strona Religia en Libertad spośród 341 zamknięć 270 dotyczy domów w których mieszkały siostry zakonne, a 71 to miejsca niegdyś zamieszkiwane przez kapłanów i braci. Wśród zakonów kobiecych najbardziej dotknięte zjawiskiem zaniku powołań są Siostry Miłosierdzia św. Wincentego a’Paolo – zamknęły 23 domy w Madrycie, na Wyspach Kanaryjskich, Majorce, w Kastylii, Leon, Katalonii, Galicji, Andaluzji i Walencji. 16 domów zamknął zakon franciszkanek, a 14 - dominikanek.

Jeśli chodzi o zakony męskie, najwięcej domów zamknęli dominikanie (14) oraz saletyni (8). Jezuici zamknęli w tym samym czasie pięć domów.

Źródło: „La Stampa”, PCH.24.pl

Patrząc na naszego zachodniego sąsiada sytuacja wcale nie jest lepsza. Świątynie muzułmańskie wyrastają jak grzyby po deszczu, zaś katolickie są likwidowane. O Europo, cóż zrobiłaś ze swoim dziedzictwem ?

Kościół w Niemczech zmuszony jest do drastycznych oszczędności. Sama diecezja berlińska ma dziurę budżetową wynoszącą 13 milionów euro, a jej długi w bankach i instytucjach kredytowych sięgają już ponad 150 milionów euro. W związku z tym kuria w Berlinie planuje likwidację 400 etatów, zamknięcie seminarium duchownego oraz pozbycie się 101 z istniejących obecnie 207 parafii. Świątynie mają zostać zamienione na galerie lub sale koncertowe albo wyburzone, a działki, na których stały, sprzedane.
Podobne problemy nie omijają też uchodzącej za najbardziej katolicki region w Niemczech Bawarii. W archidiecezji bawarskiej opracowano już projekt likwidacji aż 500 z działających teraz 700 parafii. Brak pieniędzy to jednak nie jedyny powód tego typu decyzji. Brakuje również powołań, kapłanów oraz wiernych w kościołach.

Czujesz się zdradzony/a? Mam dla Ciebie kogoś kto pokaże, co robić (Mt 1,16.18-21.24a)


Z jego ust nie pada ani jedno słowo w Biblii, a jest czczony jako patron całego Kościoła.
Z Jego ust nie pada ani jedno słowo w Biblii, a miał kolosalny wpływ na to jakim człowiekiem był Jezus.
Z Jego ust nie pada ani jedno słowo w Biblii, a uratował życie Maryi.
Z Jego ust nie pada ani jedno słowo w Biblii, a on mówi tak wiele – swoimi czynami.
 
O kogo chodzi? Oczywiście o św. Józefa, którego dzisiaj czcimy. Nic nie powiedział, a tyle zrobił. I może nas wiele nauczyć.
 
Oto tekst dzisiejszej Ewangelii:
 
„Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem.
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego.
Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.
 
Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.
Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański.” (Mt 1,16.18-21.24a)
U Żydów zawarcie małżeństwa wiązało się dwiema ceremoniami, które odbywały się w pewnym odstępie czasu. Pierwszym z nich był rodzaj zaręczyn, a drugim ślub. Ale zaręczyny nie były tylko danym sobie słowem, które nie niosło ze sobą żadnych konsekwencji. Tak naprawdę były one już faktycznym zawarciem małżeństwa. Po złożeniu daru pieniężnego na ręce narzeczonej obydwoje otrzymywali błogosławieństwo. Od tego momentu narzeczona była nazywana żoną. Dziecko, które poczęło się po tej ceremonii uważane było za prawowite. Gdyby jednak narzeczona nie dochowała wierności mężowi wówczas musiałaby zostać ukarana zgodnie z Prawem, a karą za cudzołóstwo było ukamienowanie.
Po powrocie z Ain Karem od św. Elżbiety Maryja była już w trzecim miesiącu ciąży, a na ciele młodej 12-13 letniej dziewczyny tak wielką zmianę nietrudno zauważyć. Józef stanął wówczas przed wielkim dylematem. Zanim nie przyszedł do niego anioł we śnie mógł patrzeć na tę sytuację tylko po ludzku – zdradziła mnie i ktoś inny jest ojcem jej dziecka.
Jako człowiek prawy i sprawiedliwy Józef nie powinien był ukrywać pod swoim imieniem dziecka innego mężczyzny. Co mógł zrobić?
Po pierwsze poddać się Prawu i wydać Maryję na sąd. Zostałaby uznana za niewierną i najprawdopodobniej skazana na ukamienowanie.
Po drugie mógł jej dać list rozwodowy. Wówczas obydwoje uzyskaliby wolność i mogli na nowo układać sobie życie z kimś innym. Taką opcję przewidywało prawo żydowskie. Jednak wtedy w tak małej społeczności jak Nazaret sprowokowałoby to wiele pytań. Rodziny zapewne próbowałyby dojść prawdy i przyczyn tego, czemu nagle się rozeszli. Józef nie mógłby niczego wyjaśnić, a Maryja znalazłaby się w izolacji.
Wydawało się, że sytuacja jest bez wyjścia i Maryja stałaby się obiektem niechęci, a być może nawet straciłaby życie. Ale właśnie w tym momencie ujawniła się wielka świętość Józefa i miłość do żony. Św. Mateusz zanotował, że
„Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.”
 
W takim układzie Maryja byłaby kobietą odrzuconą, która cierpi nie ze swojej winy, lecz męża. To Józef zostałby napiętnowany jako „ten zły”, który zostawił brzemienną żonę.
Zobacz, że tak szlachetną decyzję Józef podjął ZANIM PRZYSZEDŁ DO NIEGO ANIOŁ I WSZYSTKO MU WYJAŚNIŁ.
 
Jeszcze przed przybyciem Anioła Józef postawił ponad swój własny interes dobro tej, którą kochał. Wszystko po ludzku mówiło, że ona go zdradziła, a mimo to on troszczył się o nią bardziej niż o siebie. Jakaż musiała być jego ulga, gdy anioł we śnie wyjawił mu całą prawdę o DZIECKU. Jego wspólne życie z Miriam nie musiało się kończyć.
 
Czego uczy mnie dzisiaj Bóg przez swoje słowo?
 
Tego, że nawet najwięksi święci przeżywają trudności i muszą stawiać czoła wielkim wyzwaniom.
 
Poza tym muszę się przyznać, że św. Józef zawstydza mnie. Są w historii mojego życia ludzie, których pokochałem, a którzy mnie zawiedli, może nawet zdradzili. I jaka była moja reakcja wówczas? Złość, gniew, czasami chęć odwetu, być może i złorzeczenie płynące ze zranionego serca. Józef pomimo tego, że cierpiał nie szukał odwetu, ale kierował się dobrem ukochanej osoby. Takiej postawy nie można nauczyć się z książek. Takie serce daje tylko Bóg. Józef był pobożnym człowiekiem i spotykał się z Bogiem na modlitwie. A dla Żyda modlitwą było recytowanie słowa Bożego.
 
Według mnie jest on mężczyzną idealnym.
 
Chyba widzisz jak wielką rolę może odgrywać słowo Boże… To ono daje siłę do przekraczania siebie, swojego egoizmu i kochaniu drugiego nawet jeśli czuję się zraniony.
Myślę, że masz w swoim życiu podobne doświadczenia zdrady czy też opuszczenia przez kogoś kochanego. Poproś dzisiaj św. Józefa żeby wyprosił Ci łaskę miłości do tych ludzi. Myślę, że wraz z nią przyjdzie wielka ulga i być może tak pożądane po zdradzie przebaczenie.
 
Niech Bóg ma Cię dzisiaj w swojej opiece, a Ty św. Józefie módl się za nami +

Źródło:  slowodaje.net/czujesz-siezdra…
Autor: ks. Krystian Malec · Mar 19, 2016

środa, 15 czerwca 2016

Na czasie


Św. Maksymilian Maria Kolbe apostołem nowego życia



Głównym rysem wiary katolickiej Polaków jest maryjność – powiedział ks. prof. Tadeusz Guz.

W sobotę, 28 maja 2016 r., w Niepokalanowie odbył się Ogólnopolski Dzień Modlitwy Rycerstwa Niepokalanej i Zjazd Seniorów MI pt. „Św. Maksymilian Znakiem Nowego Życia w Chrystusie”. Podczas niego konferencję pt. „Św. Maksymilian Maria Kolbe apostołem nowego życia w Chrystusie dla Polaków i Polski w XXI wieku” wygłosił ks. prof. Tadeusz Guz. Konferencja była podzielona na dwie części.

– Najważniejszy jest cel. W życiu, powołaniu, myśleniu. Trzeba najpierw zdefiniować cel, żeby później móc całą drogę życia ustawić. Dlatego pierwszym celem Rycerstwa Niepokalanej jest Niepokalana. Ponieważ Ona jest wzorem najdoskonalszego człowieka. Ale celem celów jest: przez Maryję do Jezusa – podkreśla w drugiej części konferencji ks. prof. Tadeusz Guz.

Cała konferencja dostępna jest TUTAJ

Artykuł opublikowany na stronie: www.naszdziennik.pl/…/160039,sw-maksy…

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Relikwie św. o. Pio już jutro w Gdańsku 14.06.2016

Już jutro, 14.06.2016 przyjadą do Gdańska relikwie św. o. Pio - jego habit i rękawiczka, która zakrywała ranę na dłoni oraz bandaż przykrywający ranę serca.

Gdańsk, Kościół pw. św. Jakuba (Bracia Mniejsi Kapucyni), od godz. 6.00 rano do wieczora. Następnego dnia relikwie zostaną przewiezione do Słupska - Siostry Klaryski od Wieczystej Adoracji od godz. 10.00 do rana dnia następnego. 





niedziela, 12 czerwca 2016

Uzdrowienie domu - o. Augustyn Pelanowski



Dzisiaj pragniemy bliskości, relacji z drugą osobą, ale jednocześnie się tego boimy. Bardzo tęsknimy za miłością, ale sobie jej odmawiamy, bo w nią nie wierzymy. Dlaczego tak się dzieje? Co nam daje gwarancję powodzenia w życiu? Co sprawi, że nasze życie nie będzie puste? Jak uzdrowić wzajemne relacje? Jak uzdrowić swój dom? Posłuchaj co mówi o tym o. A. Pelanowski.

Komentarz Tygodnia: Kret w polskich służbach



O zakupowych pewnego starszego pana i najnowszych pomysłach komucha Majchrowskiego. Zakopiańskie impresje i kompendium na temat Panama Papers.

Sekret z La Salette



Siódma konferencja wygłoszona przez ks. Piotra Glasa została uznana za najmocniejszą przez uczestników rekolekcji na Jasnej Górze w marcu 2016 r. Ks. Piotr cytuje obszerne fragmenty tzw. „Sekretu z La Salette” - orędzia Matki Bożej przekazanej w latach czterdziestych XIX w. młodej francuzce, Melanii – tak surowe w treści, że wielu ludzi Kościoła przez długie lata nie chciało jej uznać… Ks. Piotr cytuje także testament ks. Gobbi, w którym Maryja przepowiedziała mu swoje totalne zwycięstwo nad antychrystem.

Komentarz Tygodnia: Agresja na Polskę


O niemieckiej kolonii medialnej w Polsce, pożyczkach dla USA, sojuszu Niemiec z Rosją, imigrantach oraz słabości Agencji Wywiadu.

sobota, 11 czerwca 2016

Kanały zła w rodzinach - ks. Sławomir Kostrzewa

Grzechy nieczystości, materializm, odrzucenie królowania Boga - to tylko niektóre z wielu furtek, którymi zło niszczy rodziny w Polsce. Powrót do życia zgodnego z Dekalogiem i zawierzenie rodzin Maryi, Królowej Rodzin może być dla wielu rodzin w rozsypce ostatnią deską ratunku. Homilia wygłoszona podczas Mszy Św. z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała w Obrzycku, 13 maja 2016 r.


Będzie druga część "Pasji" Gibsona


Mel Gibson i Randall Wallace, scenarzysta "Braveheart: Waleczne serce", pracują nad drugą częścią głośnego filmu o Jezusie Chrystusie. Ma się ona skupić na zmartwychwstaniu Pana Jezusa.

Jak podaje The Hollywood Reporter, Mel Gibson potwierdził plotki, które krążyły w sieci o powstaniu drugiej część "Pasji". Jak sam przyznał, projekt, który wspólnie ze scenarzystą właśnie rozpoczęli, jest zbyt wielki, aby można było dłużej utrzymywać go w tajemnicy.

Wallace przyznaje, że nakręcenie filmu o zmartwychwstaniu Pana Jezusa od zawsze było jego wielkim marzeniem, a "Pasja" to dopiero początek historii. "Jest jeszcze wiele do opowiedzenia" - mówi.

Prezydent Andrzej Duda i Agata Kornhauser Duda zapraszaja na ŚDM

Prezydent RP Andrzej Duda i Pierwsza Dama Agata Kornhauser-Duda zapraszają do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży.
To będzie dla nas szczególny czas w szczególnym miejscu. Czekamy na Was z otwartymi ramionami. Do zobaczenia w Krakowie! - mówi Para Prezydencka w przesłaniu do uczestników Światowych Dni Młodzieży. Tegoroczne ŚDM odbędą się w dniach 26-31 lipca. Weźmie w nich udział papież Franciszek.


Nad setkami niemieckich miejscowości do dziś brzmią zabytkowe dzwony, zrabowane z polskich kościołów !

Proboszczowie polskich parafii upomnijcie się o dzwony póki jeszcze są na wieżach niemieckich kościołów. Coraz więcej z nich przeznaczonych jest do rozbiórki, więc to jest ostatnia szansa na ich powrót do kraju. Inaczej wraz z gruzami przepadną na zawsze. 






Dzwon z 1525 roku, zaledwie o 5 lat młodszy od słynnego „Zygmunta”, w końcu listopada wrócił z niemieckiego Bottrop do wsi Polanka Wielka pod Oświęcimiem. Parafianie po kolei podchodzili i na powitanie dotykali dzwonu, który zwoływał ich przodków na nabożeństwa przez ponad 400 lat. Wielu płakało. Niektórzy uderzali w niego długopisami, żeby usłyszeć, jak brzmi.

Starsi w Polance Wielkiej pamiętają jeszcze tamten wiosenny dzień w 1942 r., w którym Niemcy zrabowali ich dzwony. Planowali przetopić je na łuski do pocisków. W hamburskich wielkich piecach skończyło żywot 75 tysięcy dzwonów ze wszystkich europejskich krajów, które podbili hitlerowcy. 16 tysięcy dzwonów Niemcy nie zdążyli jednak zniszczyć, bo w 1943 r. alianci zbombardowali huty w Hamburgu.

1300 depozytów

Niemcy w pierwszej kolejności przetapiali dzwony nowe, a zabytkowe przesuwali na koniec kolejki. Ocalałe zabytki stały więc sobie na nabrzeżach hamburskiego portu. Bywały nawet poukładane w hałdy jeden na drugim. Alianci po wojnie nazywali to „cmentarzyskiem dzwonów”.

Polscy specjaliści odnaleźli tam i przywieźli do kraju 1399 polskich dzwonów. Przywieźli też leżące obok dzwonów zrabowane polskie pomniki, m.in. Adama Mickiewicza z krakowskiego Rynku i księcia Poniatowskiego z Warszawy.

Nie udało się jednak odzyskać wszystkiego. Wielu niemieckich duchownych naciskało wtedy na okupujących Niemcy aliantów, żeby nie oddawali Polakom dzwonów z „Ostgebieten” – czyli ziem na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej, które w chwili zakończenia wojny należały do III Rzeszy. Niemcy argumentowali, że ludność z tych ziem została przesiedlona do RFN, więc dzwony mają zostać tam, gdzie przemieściła się ludność. Ponieważ akurat zaczynała się zimna wojna, brytyjski zarząd wojskowy, zarządzający północną częścią Niemiec, dał się przekonać. W 1948 r. zabronił wydania Polakom 1300 dzwonów z Pomorza, Śląska, Mazur, zachodniej Małopolski. Nakazał przekazanie ich „w depozyt” protestanckim i katolickim parafiom w Niemczech.

A że wśród tych 1300 dzwonów są też ukradzione na terenach należących w okresie międzywojennym do Polski? Przecież Niemcy w czasie wojny wcielili do Rzeszy sporą część II Rzeczypospolitej. To jednak zarówno dla Niemców, jak i dla aliantów były niuanse. Dlatego dzwony nawet ze wsi pod Oświęcimiem, gdzie nie mieszkał żaden Niemiec, odlane za rządów Jagiellonów i Królestwa Polskiego – trafiły do kościołów w RFN.

W kościele do rozbiórki

Jak udało się odzyskać renesansowy dzwon z Polanki Wielkiej? – Trzy i pół roku temu wysłałem do archiwum w Norymberdze list z pytaniem, czy nasze dzwony, o numerach takich i takich, przetrwały wojnę. Otrzymałem lakoniczną odpowiedź: „Przetrwały”. Więc w drugim liście zapytałem, gdzie się znajdują. Wtedy odpisali: „Dzwony o tych numerach znajdują się w kościele św. Barbary w Bottrop i w kościele św. Antoniego w miejscowości Meissner Abterode” – wspomina ks. Tadeusz Porzycki, proboszcz parafii św. Mikołaja w Polance Wielkiej. – Napisałem listy do tych parafii. Opisałem historię naszego dzwonu i dodałem: nie ukrywamy, że chcielibyśmy go odzyskać. Po roku milczenia dostałem odpowiedź z parafii w Bottrop ze słowami: „My wam ten dzwon oddamy” – opowiada.

Okazało się, że zabytkowy dzwon z Polanki już od czterech lat nie był przez Niemców używany, bo kościół św. Barbary jest przeznaczony do rozbiórki. Na jego miejscu zostanie prawdopodobnie zbudowany dom pomocy społecznej. Do Bottrop ruszyli więc delegaci z Polanki Wielkiej. Przyjął ich proboszcz parafii św. Cyriakusa ks. Paul Neumann, pomagający mu emerytowany proboszcz ze św. Barbary ks. Rudolf Garus, oraz rada parafialna. – Przyjechaliśmy z niewymuszonym uśmiechem, z upominkami dla nich, jakimiś albumami. Lody zostały szybko przełamane – wspomina ks. Porzycki.

Kościół św. Barbary w Bottrop, którego rozbiórka zacznie się już wiosną, ma zaledwie 60 lat. – To takie dziwne, że trzeba go zamknąć, bo stoi pośrodku wielkiego blokowiska. Jest doskonale wyposażony, z pięknymi organami, wygodnymi ławkami – mówi Stanisław Bagierek, kościelny, który pojechał z delegacją po dzwon.

Komu bije dzwon

Przed opuszczeniem go z wieży w Bottrop dzwon po raz ostatni został włączony. Bił na pożegnanie miasta i wiernych, którym tam służył. Mieszkające w Bottrop Polki mówiły ks. Porzyckiemu, że na ten dźwięk niektórzy płakali. Nie tylko dlatego, że dzwon bił tam po raz ostatni, ale z tego powodu, że usłyszeli go po długiej, czteroletniej przerwie, wśród bloków, których większość mieszkańców przestało wsłuchiwać się w jego spiżowy głos. Głos, który przypomina, że istnieje związek nieba i ziemi.

Katolicy z Bottrop przekazali Polakom dzwon w czasie uroczystej Mszy świętej w kościele św. Cyriakusa. Zaśpiewał niemiecki chór, przemawiał wiceburmistrz, życzliwie dla Polaków uroczystość zrelacjonowały regionalne media.

Z powodu skomplikowanej sytuacji prawnej, dzwony te wracają do Polski w formie „podnajmu na czas nieokreślony”. Niemieckie kościoły nie mają prawa oddać nam ich na stałe, bo same nie są ich właścicielami. Te 1300 dzwonów z terenów na wschód od Odry dostały przecież tylko w depozyt wskutek zarządzenia okupacyjnego brytyjskiego zarządu wojskowego. Odkręcić ten dziwny stan prawny można by tylko przez umowy na szczeblu rządów. – Kiedy niemiecki dziennikarz pytał, czy nie mam żalu, że to tylko „użyczenie”, odpowiedziałem, że traktuję to sformułowanie jako czystą formalność – mówi ks. Porzycki.

Wkracza archeolog

Ks. Porzycki znał numery, jakie Niemcy nadali dzwonom z Polanki, dzięki prof. Kazimierzowi Bieleninowi. Profesor był znanym archeologiem, jednym z odkrywców pradziejowego hutnictwa w Górach Świętokrzyskich. Na emeryturze zajął się tropieniem losów dzwonów, które Niemcy zrabowali w jego rodzinnych stronach, pod Oświęcimiem. Najpierw doprowadził do powrotu dzwonu do Brzeszcz, w których się urodził, a potem do kilku sąsiednich wsi. Informował proboszczów, że dzwony z ich parafii prawdopodobnie przetrwały, mobilizował do starań o ich zwrot, instruował, jak sformułować listy do niemieckich archiwów. Także katolicy z Polanki mają wobec niego dług wdzięczności. Jednak powrotu dzwonu do ich wsi profesor nie doczekał. – Umarł 19 listopada, w dniu, w którym odbieraliśmy dzwon z Polanki w Bottrop – mówi ks. Porzycki. – Profesor miał dom w Krakowie, ale przekazał go rodzinie z 12 dziećmi. A sam przeniósł się do mieszkania w bloku. Ta rodzina z całą dwunastką dzieci była na jego pogrzebie – dodaje.

Gdy w Krakowie chowano ciało Kazimierza Bielenina, przepiękny dźwięk rozległ się też nad jego rodzinnymi Brzeszczami. To dzwonił „Archanioł Michał”, średniowieczny dzwon z XV wieku. I jednocześnie pierwszy z dzwonów, które wróciły do Polski dzięki profesorowi. – Pięknie dzwoni w „C”. Ma gotycki, łaciński napis: „Królu Chwały, przyjdź z pokojem”. Uruchamiamy go na specjalne okazje – mówi ks. Aleksander Smarduch, wikariusz parafii św. Urbana w Brzeszczach.

Prof. Bielenin po żmudnej kwerendzie w archiwach odkrył, że XV-wieczny dzwon z Brzeszcz jest w kościele w Wiesbaden w RFN. Napisał do tamtejszego proboszcza, ks. Strutha. I otrzymał życzliwą odpowiedź. Wkrótce do Niemiec pojechała delegacja z Brzeszcz. – Okazało się, że katolikom z Wiesbaden w czasie wojny też zarekwirowano dzwony. Po wojnie dostali w zamian nasz dzwon w depozyt. Był tam wtedy mądry proboszcz, który powiedział: „Słuchajcie, może przyjść taka chwila, że ten dzwon będzie trzeba oddać” – relacjonuje ks. Aleksander. – Mieliśmy ciekawe spotkanie z tamtejszą radą parafialną. Ktoś zapytał, po co nam ten dzwon. Nasz proboszcz odpowiedział, że on ma dla nas nie tylko wartość materialną, ale przede wszystkim historyczną, że jest symbolem naszych korzeni. Mówił też: „Słuchajcie, my wam nie chcemy niczego wydrzeć, zabrać, my wam jesteśmy gotowi w zamian ufundować nowy dzwon”. Oni byli tym bardzo poruszeni. Stwierdzili, że nic od nas za oddanie dzwonu nie chcą. Od tamtego czasu my byliśmy z wizytą u nich, oni u nas, wciąż utrzymujemy przyjazne kontakty. Ten dzwon nas nie podzielił, ale właśnie łączy – mówi z pasją.

Kiedy dzwon wrócił do Brzeszcz, prof. Bielenin powitał go przez klęknięcie i pocałunek. – To był wyraz szacunku profesora do przeszłości Brzeszcz. Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy, jakie to ważne – mówi Barbara Wąsik, jedna z osób, które pomagały w odzyskaniu dzwonu.

Mamy dzwon z Krakowa??!

Kiedy polskie parafie proszą dziś o zwrot dzwonów, Niemcy najczęściej reagują życzliwie. Wiele zależy od osobistej klasy proboszcza, czy to katolickiego, czy protestanckiego. Choć zdarza się też, że niemiecki proboszcz nawet nie odpisze na prośbę o zwrot dzwonów. Nieraz tamtejsi duchowni są pod presją niemieckich „wypędzonych”, którzy kategorycznie twierdzą, że mają prawo do tych dzwonów.

W 1995 r. o zwrot dzwonu poprosili parafianie ze Starej Wiśniewki niedaleko Piły. Po I rozbiorze Polski ta wieś znalazła się w granicach Prus, należała też do Niemiec w okresie międzywojennym. Stąd niemieccy „wypędzeni” uważali ją za swoje ziemie utracone. Parafianie z ewangelickiego kościoła w Spieckerhausen pod Fuldą nawet nie chcieli słyszeć o zwrocie dzwonu Polakom. Zmienili zdanie dopiero, gdy ludzie ze Starej Wiśniewki wysłali im wzruszający list. Opisali w nim losy fundatorów, których nazwiska wciąż widniały na spornym dzwonie: „Tomasz Suchy, gospodarz, jego potomkowie wciąż mieszkają w tutejszej parafii. Feliks Misiak, tak samo. Józef Krause, gospodarz, zmarł w Dachau za przynależność do mniejszości polskiej. Bernard Pranke, gospodarz, potomkowie jego rodziny mieszkają po obu stronach Odry, zmarł w latach 70. w Polsce. Ostatnim wymienionym fundatorem, był katolicki nauczyciel w Łąknie. Polacy stanowili w społeczności katolickiej 80 procent. Mieszkańcy Wiśniewki byli poniżani za swoją narodowość, a już szczególnie w czasie nazizmu. Po 1945 r. ci sami mieszkańcy znów byli traktowani jako element wrogi ówczesnej komunistycznej …


Źródło: www.gosc.pl