środa, 29 kwietnia 2015

Bp. Frankowski: '' Przerażająca jest obojętność na to, kto będzie nami władał''.


Szesnastu polskich biskupów stanęło w obronie Polski i wiary. Ich wspólnie wypowiedziane „non possumus” to sprzeciw wobec triumfujących od kilku lat treści i tonu antypolskiej oraz antychrześcijańskiej propagandy. Specjalnie dla czytelników portalu niezalezna.pl publikujemy poruszający fragment książki „Polsko, uwierz w swoją wielkość”, w którym bp. Edward Frankowski mówi wprost o niebezpiecznych skutkach „syndromu zabitych sumień”, przekładających się na obojętność Polaków wobec kwestii politycznych i tego, kto będzie rządził krajem.

Poniżej fragment książki:

Przerażająca jest obojętność na to, kto będzie nami władał, jakby w myśl powtarzanego obrzydliwego sloganu: „Niech nawet diabeł rządzi, byle mnie było dobrze”. Ilu Polaków zastanawia się, co z nami będzie? Zwłaszcza w sytuacji tak poważnych zagrożeń, które na nas idą. Kto będzie się nami wtedy przejmował? Kto będzie za nas głowę nadstawiał? Każdy będzie pilnował siebie, a kto nas? Czy jesteśmy zdolni wziąć los Ojczyzny w swoje ręce, poczuć się gospodarzami domu ojczystego, skoro aż połowa naszego społeczeństwa nie bierze udziału w wyborach? Obojętne im, kto będzie nami rządził. Przerażająca jest obojętność rządzących, ale jeszcze bardziej przeraża obojętność dużej części polskiego społeczeństwa. Ośmielę się powiedzieć, że jest to syndrom zabitych sumień. Obojętność wobec Boga, wobec najwyższego Dobra, które jest źródłem wszelkiego dobra, miłości i prawdy. Lekceważenie tego powoduje totalną obojętność spowodowaną paraliżem sumień Polaków. To jest najgorsze. Nie potrzeba zabijać, tylko wygodnie rozsiąść się w fotelu i chłonąć te wszystkie obrzydliwe treści – bezbożne, szkalujące Kościół, Polaków, zwłaszcza tych prawdziwych, miłujących Ojczyznę, i pozwolić, żeby nam zabili sumienia. „Bez serc, bez ducha to szkieletów ludy”.

Wystarczy przyzwyczaić się do tego, co czynią ci na górze, którzy sumienie zostawiają za drzwiami miejsc pracy, za drzwiami parlamentu, ośrodków nauki czy szpitalnej posługi, pozwalają sobie na bezczelne kłamstwa, złodziejstwo, na coraz większą niesprawiedliwość i nieuczciwość. Mamy coraz więcej przestępców, którzy ich naśladują. Szybko się tego uczą. Wielu ludźmi rządzi głupota i diabelska przewrotność. Jakże nie nazywać tego diabelską przewrotnością? Zabicie pojedynczego człowieka jest zbrodnią, a zabijanie 50 mln niewinnych, bezbronnych dzieci w łonach matek na całym świecie jest tylko regulacją populacji i postępem. Zabicie jednego człowieka jest zbrodnią, ale zabijanie całej grupy ludzi, nawet całej populacji, jak w wojnie rosyjsko-czeczeńskiej czy izraelsko-palestyńskiej, jest bohaterstwem. Okłamywanie jednostki jest złem, ale oszukiwanie całego narodu, jak to często robią media i politycy, jest tylko polityką. Wszystko ma być wznoszone i rozwijane na ateizmie. Wierzyć w Boga można tylko prywatnie, w ukryciu, a publicznie obowiązuje poprawność polityczna.

Nakazują nam myśleć, chcieć, mówić, działać tak jakby Boga nie było! Do tego nikczemnego dzieła potrzebują ludzi potulnych, przymilnych, słabych, kłamliwych, bo tylko tacy dadzą się kupić, zmanipulować. Dawniej ludzie kłamstw się wstydzili. Dzisiaj okłamuje się nas bezczelnie w żywe oczy. W tych oszustwach przodują niektóre media, które chwalą, usprawiedliwiają i nagradzają nawet największych oszustów. Dawniej tworzono imperia przez krwawe podboje. Dzisiaj media podbijają nasze umysły, niszcząc mądrość narodu, zabijając sumienia. Na lotnych piaskach współczesnych prądów ideologicznych usiłują zakładać fundamenty domu ojczystego. Takie tornado medialne może być użyte tylko do burzenia, niszczenia mocnych autorytetów moralnych, a nie do budowania. Chichot szatana słyszy się nawet w komisjach praw człowieka, w ONZ, w Genewie. Trzy lata temu zalecono, aby nasz rząd poszerzył możliwość aborcji na każde życzenie matki – żeby złamać poglądy religijne naszych lekarzy, szerzyć środki poronne i edukację seksualną wśród młodzieży i dzieci. Nawet w agendach Organizacji Narodów Zjednoczonych rozsiadł się duch morderca. On to powoduje, że wszędzie chcą zwalić całą konstrukcję etyki chrześcijańskiej, a tym bardziej u nas. Bo Polska to kraj katolicki, to bastion katolicyzmu, to ludzie, którzy kochają Ojczyznę. Dlatego trzeba tu skierować wszystkie wysiłki, aby wszystko to porąbać.

Są dwie podstawowe wspólnoty Polaków – naród i rodzina. Obie najważniejsze i obie w rozkładzie. Naród zagrożony jest zapaścią demograficzną – rodzi się o połowę mniej dzieci niż 20 lat temu, a z Polski wyjechało ok. 3 mln młodych rodaków, którzy wypracowaliby emerytury dla starszych i warunki życia dla siebie. Brak dzieci, brak młodzieży, brak sił do pracy, brak twórczości, brak odwagi. Nie ma kto bronić, nie ma kto walczyć. Zamykają szkoły. To są problemy, tym się trzeba zająć. Otoczyć opieką rodziny, zapewnić im bezpieczeństwo, stworzyć wyrazistą politykę prorodzinną, która będzie im służyć. Tymczasem prawie co czwarte polskie małżeństwo z czworgiem lub więcej dzieci żyje w skrajnym ubóstwie. Ponad pół miliona najmłodszych z powodu biedy nie korzysta z opieki lekarzy specjalistów. Skrajną nędzą dotkniętych jest kilkanaście procent ludzi w najuboższych województwach, zwłaszcza osoby niepełnosprawne i wielodzietne rodziny.

Oto, do czego prowadzi lekceważenie nauki Krzyża Świętego, tej Miłości Chrystusa płynącej z przebitego boku. Powoduje to nasilanie się ataków skrajnie lewicowych środowisk na tradycyjne wartości, chrześcijaństwo, rodzinę, wierność, miłość małżeńską, kwestionuje się nawet wychowanie młodzieży w duchu chrześcijańskim w szkołach. Także tutaj są tacy, którzy chcą zrobić totalną rewolucję, odciąć nas od naszych chrześcijańskich korzeni, od naszego dziedzictwa duchowego. Ale jak się nas odetnie od korzeni, to wszystko uschnie, zostanie skazane na śmierć. Korzystają w tej walce z poparcia lewicowo-liberalnych mediów w imię fałszywie rozumianej wolności czy postępu, są wielce agresywni i nietolerancyjni. I tutaj nam się nasuwają słowa naszego umiłowanego Ojca Świętego Jana Pawła II, który powiedział w Kielcach w 1991 r.:
gen. Haller - patriota, katolik

„Chciałbym tu zapytać tych wszystkich, czy wolno lekkomyślnie narażać polskie rodziny na dalsze zniszczenie. Nie może być wolności, która zniewala, czyli swawola to jest niewola. Trzeba wychowania do dojrzałej wolności. Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest matka moja, ta ziemia. To jest moja matka, ta Ojczyzna, to są moi bracia i siostry. Zrozumcie wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że sprawy te nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć. Was też powinny boleć. Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono. Trzeba intensywnie odbudowywać, nie można dalej lekkomyślnie niszczyć. Ta ziemia polska naznaczona jest w sposób szczególny obecnością Matki Chrystusa. Niech się odrodzi w Bogu ludzkie ojcostwo i polska rodzina, i ludzkie macierzyństwo”.

Źródło: niezależna.pl

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Medjugorie - miejsce pokuty i modlitwy



Świadectwa nawrócenia

Świadectwo Łukasza Z.

W życiu bowiem nie chodzi o to, żeby było łatwiej. Tylko prawdziwiej...
(Agnieszka Bieńkowska)

Pan Jezus powiedział o sobie: "Ja jestem Prawdą, Drogą i Życiem". (J 14,6)


Od najmłodszych lat rodzice w każdą niedzielę prowadzili mnie do kościoła na Mszę św. I chwała Im za to, bo od maleńkości uczyli mnie w ten sposób przyjaźni z Panem Bogiem. Ale mając te kilka lat, tak naprawdę nie miałem pojęcia o Eucharystii i Bogu (może jedynie tyle, ile mówili mi rodzice i czego dowiadywałem się na lekcjach religii oraz w kościele). Kiedy miałem 9 lat, zostałem ministrantem. Już wtedy byłem u stóp Boga, ale nawet o tym nie wiedziałem. Bo tak naprawdę, co w tym wieku mógłbym konkretnego powiedzieć? Cóż, chyba tylko tyle, że stałem przy ołtarzu, nosiłem komrzę i byłem ministrantem dłużej niż inni koledzy. I chwała Panu za to! Cieszyłem się z tego, rodzice mnie chwalili, robiłem postępy jako ministrant, zacząłem pełnić pewne funkcje na Eucharystii. Byłem szczęśliwy! Mając 9 lat, już w jakiś sposób zaufałem Panu!

Ale wszystko było dobrze do pewnego momentu. Do momentu, w którym mój tata nie uległ wypadkowi. Od tego czasu zacząłem toczyć się po równi pochyłej w dół. Bardzo kocham moich rodziców, a tu w jednym momencie mogłem stracić tatę! Był to dla mnie szok! Zacząłem się zastanawiać, dlaczego akurat to musiało się przytrafić mojemu tacie? Dlaczego? Przecież (tak myślałem w wieku ok.11-12 lat) chodziłem na Mszę niedzielną i nie tylko, uczyłem się, pomagałem rodzicom, a tu coś takiego! Zacząłem szukać jakiejś ucieczki od tego wszystkiego i wpadłem w złe towarzystwo, opuściłem się w nauce ( w konsekwencji tego nie zdałem do następnej klasy), oszukiwałem, że wszystko jest dobrze, a tak nie było. Zamiast do szkoły, szedłem z nowymi kolegami gdzieś do parku, na ławkę, a tam zacząłem palić papierosy i pić najtańsze wina. Jednym słowem schodziłem na dno. Trwało to długo, a o wszystko obwiniałem nie kogo innego, jak samego Jezusa! No bo przecież to On zawsze mówił, że będzie dobrze, że nic złego nam się nie stanie. A jednak się stało. Nie przyjmowałem pomocy od nikogo! I było mi z tym dobrze! Bo cóż mogłem chcieć więcej: wyróżniałem się w szkole tym, że znam osoby, których się wszyscy boją. Mnie też zaczęli podobnie odbierać. Paliłem, wieczorami byłem na dworze, a jak nie chciało mi się iść do szkoły, to szedłem gdzieś na ławkę. Podobało mi się to. W tym czasie w ogóle zaprzestałem chodzenia do kościoła i na religię. Stwierdziłem: po co? Przecież i tak mi tam nikt nie pomoże. Mam siedzieć i udawać, że słucham, jak ksiądz gada to, co i tak mi nie jest potrzebne do szczęścia? Ja swoje szczęście miałem w parku na ławce. Czułem się wolny, miałem to, co chciałem. Tak żyłem...

I pewnego wieczoru, idąc z psem, spotkałem kolegę z klasy, po którym nie spodziewałbym się, że on wieczorem będzie gdziekolwiek szedł, skoro nawet po lekcjach nie chciał nawet na chwilę wyjść na dwór. Zaczęliśmy rozmawiać, ponieważ zdziwiło mnie to, że on gdzieś idzie. Powiedział mi, że idzie do kościoła, na spotkanie z innymi młodymi ludźmi (rówieśnikami i starszymi). I od razu zaproponował mi, abym poszedł z nim. Mówił, że będzie fajnie i pomodlimy się, pośpiewamy itp. A ja mu na to: "Stary, dzięki, ale trafiłeś pod zły adres. Mnie kościół nie jest potrzebny do szczęścia. Ja swoje szczęście znalazłem gdzie indziej". Ale on nie dawał za wygraną. Stał i zachęcał mnie. Dla odczepki powiedziałem, że się zastanowię. W międzyczasie dzwonił, informował, że są spotkania, żebym przyszedł. Po kilku tygodniach zaczęło mnie to wszystko wkurzać. Ciągle telefony, żebym poszedł na to spotkanie. W końcu umówiłem się i poszedłem z nim na spotkanie Diakonii Nastolatków. Przyszedłem i usiadłem. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili. Zaczęli śpiewać, a co najważniejsze, zaczęli się modlić. Tyle tylko, że modlitwa była spontaniczna. Nie mogłem w to uwierzyć. Stwierdziłem, że to miejsce nie jest dla mnie, że to jakaś sekta! Pomyślałem. NIE! Dziękuję, nie chcę do sekty należeć! Wstałem i wyszedłem. Kolega do mnie podbiegł, a ja mu od razu powiedziałem, że na żadną sektę nie będę chodził. Dopiero wtedy mi wyjaśnił, na czym polega modlitwa spontaniczna. Po pierwszym spotkaniu nic do mnie nie dotarło, ale poznałem nowych ludzi i stwierdziłem, że raz w tygodniu mogę poświęcić 2 godziny na spotkania. To, co mnie ciągnęło do Diakonii na początku, to ludzie, którzy tam byli i atmosfera, jaka tam panowała. Na początku chodziłem tylko dlatego. Z czasem jednak odkrywałem nowe rzeczy. Odkrywałem to, co dobre, to, co uszczęśliwia, to, co jednoczy wszystkich chrześcijan - miłość Jezusa.

Ale był to nadal czas, w którym wybierałem: ławka, park czy Diakonia, Kościół, a co za tym idzie - Jezus? W tym czasie tata wracał do zdrowia. Mnie zaczęło się układać w szkole. Dostrzegłem, że chodząc na spotkania Diakonii, wszystko zaczęło się "prostować". Zacząłem wierzyć na nowo! Ale był to tylko fundament, który był wkopany bardzo płytko. Przełomowym momentem był wyjazd na moje pierwsze rekolekcje. Stwierdziłem, że pojadę, odpocznę, poznam bardziej tych wspaniałych ludzi, których widuję na spotkaniach, a na rekolekcjach będę z nimi przez 10 dni, 24 godziny na dobę. To była moja jedyna nadzieja na ten wyjazd: poznać lepiej tych ludzi. Temat rekolekcji brzmiał: "Zaufaj Panu! Nie bój się, wypłyń na głębię..." Na początku w ogóle nie zwróciłem uwagi na sam temat. Dopiero na miejscu, gdy się o tym dowiedziałem, zdałem sobie sprawę z tego, że to jest miejsce na to, by przemyśleć swoje życie! I był taki jeden (dla mnie najważniejszy) dzień na rekolekcjach w całości poświęcony naszej relacji z Bogiem. Każdy tego dnia musiał znaleźć jakąś rzecz, która mu się spodobała. Mógł być to jakiś kamień, patyk, itp. Cały dzień każdy z nas przeżywał osobno. Każdy zastanawiał się nad swoim życiem, robił namiot spotkania, modlił się, itp. Wieczorem odbyła się Msza św. Każdy szedł do kościoła sam, w odstępach 2-3 minut. Po komunii św. był kulminacyjny moment tego dnia. To, co zebraliśmy, np. kamień, patyk, składaliśmy (dobrowolnie) przed ołtarzem jako nasze grzechy, pozbywając się ich i zawierzaliśmy się Panu! Nad każdą osobą modlono się wstawienniczo. Właśnie wtedy nastąpiło moje nawrócenie! Wtedy to właśnie usłyszałem słowa Pana: "Ja jestem Prawdą, Drogą i Życiem". Postanowiłem oddać swe życie Panu, pod Jego opiekę, pod Jego wolę. Właśnie wtedy urodziłem się na nowo! Zacząłem tak naprawdę dopiero żyć! Odkryłem to, co dobre, to, co piękne.

Wiem też i jestem tego pewien, że w Bogu mam Przyjaciela, który zawsze jest do mojej "dyspozycji". Z czasem zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, co Pan dla mnie zrobił dobrego. A co najważniejsze: umarł dla mnie na krzyżu za moje grzechy, z miłości do mnie! Wiem, że Pan się ode mnie nigdy nie odwróci, że zawsze znajdzie dla mnie czas o każdej porze dnia i nocy! Bez względu na to, gdzie będę i co będę robił.

Od tamtych rekolekcji Pan zajął w moim życiu pierwsze miejsce. I choć nie zawsze było, jest i pewnie będzie kolorowo, ja wiem i jestem pewien, że jestem pod Bożą Opieką. Wiem, ze Pan nie pozwoli na to, by stało mi się coś złego. Dzięki Bogu odkryłem, jak ważna jest Eucharystia, jak ważni są przyjaciele i jak ważna jest Wspólnota, a także służba bliźnim. Dzisiaj Eucharystia nie jest dla mnie tylko zwykłą Mszą św., ale spotkaniem z Jezusem, radością z tego, że Go przyjmuję do własnego serca. Czymś, czego nie da się opisać słowami, tylko trzeba to poczuć i przeżyć. Od momentu przyjścia do Diakonii poznałem "prawdziwych" kolegów, z niektórymi osobami się zaprzyjaźniłem. I wiem, że to jest szczera przyjaźń. Bo nikt się nie patrzy, jak się ubieram, jak wyglądam, ile mam pieniędzy. Tylko patrzą się na to, co jest we mnie, a ja dzięki Nim nauczyłem się tego samego, czyli: nie oceniać ludzi po wyglądzie. I wiem, że na moich przyjaciół mogę, tak jak na Boga, zawsze liczyć! W każdym momencie, w każdej sytuacji. Idąc dalej jest Wspólnota: tak naprawdę mój drugi dom. To m.in. dzięki tym ludziom odkryłem wiele wartości, to oni pomagają mi wzrastać w mojej wierze, mogę liczyć zawsze na modlitwę, ale także na rozmowę, żarty, zabawę, przyjaźń, wspólną grę np. w piłkę nożną czy koszykówkę (zwłaszcza podczas rekolekcji). Wspólnota nauczyła mnie także służyć bliźnim.

Dziś jestem animatorem na Kursie Alpha, poprzez który przygotowujemy młodzież do bierzmowania. Chcę im pokazać drogę do Jezusa, pokazać, kim On jest, kim może być dla nich, tak samo jak mi kiedyś pokazano. I chyba przede wszystkim też pokazać, że taki gość, który chodzi w szerokich spodniach, nosi bluzę z kapturem i czapkę i jest tzw. skatem, też może być blisko Boga. Bo Pan nikogo nie przekreśla, ale zawsze czeka...

Chciałbym, aby moje świadectwo dotarło do wszystkich, a szczególnie do młodych, którzy mają podobne problemy, jakie ja miałem wcześniej. Żeby zobaczyli, że jest prawdziwe szczęście - Bóg. Są drzwi, które prowadzą nas do dobrego. Jest Ktoś, kto ofiaruje nam prawdziwą miłość, tak jak rodzice, bliscy. Dlaczego chcę, aby zobaczyło to moje świadectwo jak najwięcej młodych? Ponieważ nie chcę, żeby stracili czas, żeby otworzyli się na Pana jak najszybciej, żeby nie żałowali swoich decyzji, tak jak ja żałuję tego, co robiłem wcześniej. Nigdy dla Pana nie jest za późno zrobić miejsce w swym sercu, ale po co z tym zwlekać?

Łukasz "Młody"

Autor: fundacja.donum.spes
Źródło: http://rozalka387.blogspot.com/

Orędzie Matki Bożej z Medjugorie - 25 kwietnia 2015

„Drogie dzieci! Jestem z wami i dziś prowadzę was do zbawienia. Wasza dusza jest niespokojna, bo duch jest słaby i zmęczony wszystkimi ziemskimi sprawami. Dziatki, módlcie się do Ducha Świętego, aby On was przemienił i wypełnił siłą wiary i nadziei, abyście byli silni w walce ze złem. Jestem z wami i oręduję za wami przed moim Synem Jezusem. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”


„Synod zalecił «pomaganie wiernym we właściwym rozróżnianiu słowa Bożego i objawień prywatnych», których rolą „nie jest (…) „uzupełnianie” ostatecznego Objawienia Chrystusa, lecz pomaganie w pełniejszym przeżywaniu go w jakiejś epoce historycznej”. Wartość objawień prywatnych różni się zasadniczo od jedynego Objawienia publicznego: to ostatnie wymaga naszej wiary; w nim bowiem ludzkimi słowami i za pośrednictwem żywej wspólnoty Kościoła przemawia do nas sam Bóg. Kryterium prawdziwości objawienia prywatnego jest jego ukierunkowanie ku samemu Chrystusowi. Jeśli oddala nas ono od Niego, z pewnością nie pochodzi od Ducha Świętego, który jest naszym przewodnikiem po Ewangelii, a nie poza nią. Objawienie prywatne wspomaga wiarę i jest wiarygodne właśnie przez to, że odsyła do jedynego Objawienia publicznego. Stąd kościelna aprobata objawienia prywatnego zasadniczo mówi, że dane przesłanie nie zawiera treści sprzecznych z wiarą i dobrymi obyczajami; wolno je ogłosić, a wierni mogą przyjąć je w roztropny sposób. Objawienie prywatne może wnieść nowe aspekty, przyczynić się do powstania nowych form pobożności lub do pogłębienia już istniejących. Może mieć ono pewien charakter prorocki (por. 1 Tes 5, 19-21) i skutecznie pomagać w lepszym rozumieniu i przeżywaniu Ewangelii w obecnej epoce; dlatego nie należy go lekceważyć. Jest to pomoc, którą otrzymujemy, ale nie mamy obowiązku z niej korzystać. W każdym razie musi ono być pokarmem dla wiary, nadziei i miłości, które są dla każdego niezmienną drogą zbawienia”.

Benedykt XVI, papież

Nie jest naszą intencją autorytatywne orzekanie o prawdziwości i autentyczności objawień w Medjugorie. To bowiem należy do kompetencji władz kościelnych. Tę samą ostrożność, ale bez nieuzasadnionego uprzedzenia, pragniemy zachować również w odniesieniu do orędzi. Decyzja władz kościelnych jaka w przyszłości nastąpi będzie decyzją obowiązującą nas wszystkich której się podporządkujemy.


sobota, 25 kwietnia 2015

Arcybiskup o owocach Medjugorie

Arcybiskup Salvadoru Piñeiro García Calderón, arcybiskup Ayacucho i przewodniczący  Konferencji Episkopatu Peru,  w tym miesiącu odwiedził Medziugorje. To była jego druga pielgrzymka do Medjugorje. Jego pierwsza wizyta odbyła się w czerwcu 2003 r.

W wywiadzie dla Radia Mir 66-letni arcybiskup powiedział: "Od dawna słyszymy w orędziach Matki Bożej nawoływanie do nawrócenia i adoracji jej Syna, nie jest dla mnie łatwo tutaj przyjechać ze względu na odległość jaką mam do pokonania. Niektórzy pielgrzymi z Peru mogli tutaj przyjechać, a ja razem z nimi . "W Limie mamy ośrodek imieniem Królowej Pokoju, ludzie przychodzą tam, by rozprzestrzeniać orędzia Matki Boskiej i rozpowszechniać wiedzę i informację o Medziugorje". "Podczas mojego pobytu spowiadałem wiele osób, a to jest ogromna radość dla kapłana, gdy widzi tak wielu wierzących podchodzących z bólem i łzami do sakramentu pojednania, a następnie odchodzących od konfesjonału i powracających do swoich domów szczęśliwymi. To owoce i cuda tego miejsca. "

Źródło:  http://crownofstars.blogspot.com/

piątek, 24 kwietnia 2015

Nie jesteśmy przygotowani na trwałe związki




Żyjemy w pięknych czasach. Nie dość, że każdy ma w szafie więcej koszul, niż miał ich Ludwik XIV to jeszcze mamy wybór dotyczący tego jak, gdzie i z kim ułożyć swoje życie, przebierając w opcjach jak w komputerowej grze. Można założyć start-up, wyjechać do Japonii, rozwinąć bloga, nagrać płytę, sprzedać aplikację albo pracować w Cancun odpalając laptopa na plaży, kiedy akurat ma się na to ochotę. Nasze życie nie jest podzielone na wyraźne etapy, bo zawsze istnieje dobry moment, żeby wsiąść w samolot i zacząć wszystko od nowa, w innym miejscu, z innymi ludźmi i z czystym kontem.


Tylko, że jednocześnie jesteśmy pokoleniem ludzi, którzy szukają ideału i go nie znajdują, a stojąc na tle wieżowców w Singapurze przychodzi im do głowy myśl, że fajnie byłoby tam stać z kimś, z kim za kilka lat będzie można to wspominać, zamiast być na fotce z randomową laską, którą za trzy lata zastąpi kolejna.

Jest tak dlatego, że dzieje cywilizacji najlepiej byłoby przedstawić jako pijaka, który bardzo stara się utrzymać pion, ale stale przechyla się do przodu albo do tyłu, a jego każdemu odchyleniu towarzyszy korekta w postaci machania rękami na znak, że coś poszło nie tak.

I obawiam się, że cywilizacyjny pijak znów zaczyna się przewracać, bo chociaż chcemy trwałych związków, to nie jesteśmy na nie przygotowani, powtarzając sześć zdań, które gryzą się z budowaniem relacji i budzeniem się bez żalu obok tej samej osoby.

1. „Na razie jest ok, ale zobaczymy jak będzie.”

Żyjemy w rzeczywistości jednorazówek, okresów próbnych, gwarancji i świadomości, że każdy jest do zastąpienia, bo gdzieś tam są kobiety, które zawsze są piękniejsze, milsze i mają bardziej porywającą osobowość, oraz mężczyźni – przystojniejsi, bardziej zaradni i potrafiący żonglować pomiędzy karierą, a chodzeniem w fartuszku w sposób, który tylko dodaje im męskości.

Już nie mówimy sobie leżąc w parku na kocu, że zrobimy wszystko, żeby ten związek był kurewsko piękny – jak wycięty z rock’n’rollowego filmu, w którym jedzie się kabrioletem pustą drogą, zakłada się gdzieś dom, wychowuje dzieci i wciąż widzi się drugą osobę tak, jak w chwili, kiedy się ją poznało. Zamiast tego mówimy: „Mamy jeszcze czas”, „Zobaczymy co z tego będzie”, „Po prostu poczekajmy”. I przykro mi, ale jesteśmy pokoleniem ludzi, których życie miało się zacząć już za chwilę.

Kiedyś czytałem wywiad z jakimś profesorem. Nie pamiętam jego nazwiska, ale pojawiło się w nim zdanie, że mając dwadzieścia lat, ma się wrażenie, że wszystko zaraz się zacznie. Tekst kończył się stwierdzeniem tego profesora:
- I wie Pan co? Mając siedemdziesiąt lat myśli się tak samo.

Już nie żyjemy. Czekamy w trybie oszczędzania baterii na to, żeby kiedyś zabłysnąć. W kontekście związków to daje komfort, ale też rozleniwia i psuje, bo nie trzeba dbać o cudze uczucia, angażować się i starać. Można po prostu zobaczyć co z tego będzie, będąc zawsze jedną drogą poza związkiem. Nie wyjdzie? Wystarczy spakować walizkę i wcisnąć przycisk replay. Replay, replay i jeszcze raz replay.

2. „Związek? Tylko z ideałem, bo po co się z kimś wiązać, skoro za rogiem czeka ktoś lepszy.”

Pytanie czy naprawdę czeka, bo ja mam duże wątpliwości. Wymagamy od siebie nawzajem takiej żonglerki umiejętnościami, wszechstronnością i otwartością, że zapominamy, że inne osoby nie rodzą się po to, żeby spełniać nasze oczekiwania. To bardzo pozytywne, że nie chce spędzić się życia z pierwszą lepszą osobą, którą zobaczyło się nago, ale jednocześnie bardzo smutny jest brak zrozumienia dynamiki związków i faktu, że jeśli ktoś jest ideałem, to tylko w 50% dzięki temu kim jest, a w 50% dzięki wspólnej pracy włożonej w poznawanie się, docieranie i pracowanie nad związkiem.

3. „O dobry związek nie trzeba dbać. O zły związek dbać nie warto.”

Każdy cel służy odhaczeniu go na liście jako definitywnie zakończony. Bajki kończyły się na pocałunku i słowach, że dalej było już wykurwiście pięknie. Ot tak, bez kiwnięcia palcem. Do tej pory nieświadomie w to wierzymy, i dlatego tak jakpisałem ostatnio: „Staramy się dla obcych. Nie wyjdziemy na miasto w podartych dresach, bo zobaczy nas jakiś bałwan, którego i tak nie zapamiętamy, ale założymy je, żeby spędzić czas z najbliższą dla siebie osobą. Żeby zrobić dobre zdjęcie na instagrama spędzimy pół dnia w kuchni, ale na kolację ze swoim facetem otworzymy słoik od mamy. Nie zrzucimy naszych problemów na znajomego z pracy, ale będziemy obciążać nimi osobę, z którą żyjemy.

Mamy zdrowo popieprzone priorytety i nie dbamy o rzeczy, które są blisko. Wierzymy w złudzenie, że będziemy je mieć zawsze, a na końcu i tak się okazuje, że wygrywają ci, którzy robią całkowicie odwrotnie. Najważniejsze rzeczy w naszym życiu są dostępne tylko na zasadzie abonamentu. Dbanie o nie ma tylko początek, ale nie ma końca. Dotyczy to zdrowia, związku, przyjaciół i pieniędzy. Zapomnisz o tym na trzy miesiące, to nic się nie stanie. Zapomnisz o tym na kilka lat i któregoś dnia uświadomisz sobie, że nie masz nikogo z kim możesz porozmawiać, a wszyscy, którzy kiedyś nawet nie byli twoją konkurencją, osiągnęli znacznie więcej.”

4. „Idziesz do przodu albo się cofasz.”

Dobre jest tylko to co nowe. Trzeba być w drodze i trzeba mieć co opowiedzieć przyjaciołom. Bo przecież Zośka założyła firmę, Krzysiek zastanawia się czy nie jest gejem, Karol obraca teraz dwie laski, a Maryśka kładzie sobie na języku LSD w oczekiwaniu, że zmieni to jej spojrzenie na świat. A ty co? Masz być cały czas z tą samą osobą? A jeśli coś cię w tym czasie minie? A co jeśli następna osoba byłaby lepsza? Może to wszyscy inni żyją prawdziwym życiem?

Rozwój utożsamia się z ruchem. Tak bardzo boimy się, że coś stracimy, że biegniemy nie po to, żeby gdzieś dobiec, ale po to, żeby mieć poczucie zmiany. Scenariusz na życie to sadzenie co roku nowych kwiatów na rabacie z ciekawością co z tego będzie i ze świadomością, że za rok można zacząć od nowa i pomijając wrażenie, że niby wszystko się zmienia, ale tak naprawdę wciąż jest się w tym samym punkcie. Scenariuszem na życie już nie jest sadzenie drzewa, któremu za dwadzieścia lat wciąż będzie podcinać się gałęzie tak samo jak dzisiaj i patrząc z boku, wciąż będzie to, to samo drzewo, pielęgnowane w taki sam sposób. Poza tym, że to drzewo będzie coraz większe i silniejsze.

Widzisz, niektórzy wolą rabatki, a inni wolą drzewa. To nie znaczy, że coś jest gorsze. Coś po prostu może nie być dla ciebie.

5. „Najważniejsze jest, żeby radzić sobie samemu.”

Przez tysiące lat przetrwanie i rozwój jakiejkolwiek społeczności było uzależnione od podziału obowiązków. Jedna osoba robiła sieci, druga łowiła ryby, trzecia dbała o ich przetwarzanie i przechowywanie, a kolejne broniły całej osady. Tylko, że to się zdezaktualizowało. Jesteśmy uczeni, żeby być samowystarczalnymi, żeby nikogo nie potrzebować i żeby w najgorszej sytuacji sobie poradzić, mając za pomocnika smartfona w ręce. Bycie zależnym od kogoś to symbol porażki. Ideał pracy to bycie przedsiębiorcą. Ideał pracownika to pracownik na śmieciówce, którego da się zastąpić w ciągu 24 godzin. Ideał kobiety jest dokładnie taki sam, jak ideał mężczyzny. Nie ma już słabej i pięknej płci oraz silnej i brzydkiej. Jest tylko płeć silna i multizadaniowa, która dzieckiem się zajmie, obiad ugotuje, nie okaże zbyt wielu uczuć, a w wolnej chwili zarobi miliony. W ostateczności, już nikt nikogo nie potrzebuje, bo po co, skoro na rynku każdy daje to samo?

Prawda jest taka, że sami zapędziliśmy się w róg, dążąc najpierw do równości płci, a teraz łapiąc się na tęsknocie za klasyczną kobiecością i męskością, dominacją i dominowaniem, siłą i uczuciami. I nie, lumberseksualizm połączony z ciągłym przeglądaniem feedu tego nie zapewni.

6. „Albo związek albo samorealizacja.”

Kiedyś śmiałem się z singielek, które mówią, że w związku nie mogą się rozwijać, bo co to niby znaczy? Nie mogą wychodzić ze znajomymi, zająć się malarstwem albo założyć i rozwinąć globalnej firmy? Przecież nie są przykute łańcuchem w kuchni, sypialni albo łazience. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że to dotyczy wszystkich osób, bo przecież niemal każdy ma wrażenie, że w związku zdarzają się same nudne rzeczy: wieczory z serialem, planowany seks i całkowicie niespontaniczne wyjazdy. To co ciekawe dzieje się na zewnątrz.

Tylko że to fikcja.

Po pierwsze, jasne, będąc w dojrzałym związku (czyli takim, w którym stwierdzasz: „Tak, tego chcę” i nie traktujesz go jak zajęcia na pół etatu) coś stracisz, ale też coś zyskujesz. To jak z Januszami na wycieczkach do Egiptu, którzy płaczą za brakiem kotletów schabowych, a nie cieszą się tym co mają.

Po drugie, to kwestia dogadania się i w związku można robić wszystko, co robiłoby się normalnie. Przerażające jest natomiast to, że pary nie potrafią szczerze rozmawiać o czymkolwiek wykraczającym poza nowy odcinek „Gry o tron”. Uczucia, plany, fantazje seksualne, potrzeby emocjonalne do spełnienia? To nie istnieje, a jeśli istnieje to zamiata się to pod dywan. Ma się możliwość dowolnego ułożenia sobie relacji bez zważania na skostniałe przesądy, a zamiast tego przyjmuje się defaultowe ustawienia: kwiatki na Walentynki, blowjob na urodziny, udajemy, że nie oglądamy porno i nie mamy żadnych fantazji seksualnych, a ślub to pewnik, bo babcia go chce.

Problem w tym, że powszechny model relacji, jest jak buty uszyte na każdego, czyli w praktyce na nikogo. Od czasu do czasu, trafia się ktoś, na kogo pasują, jak szpilki Kopciuszka, ale wszyscy inni będą chodzić w butach, które ich obcierają, spadają z nóg albo są tak ciasne, że ich gniotą i ranią latami.

*

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że każde z tych przekonań jest w określonych warunkach właściwe, skuteczne i dobre. Złe jest tylko popadanie w skrajności. Wizualizacja jako uzupełnienie prowadzonych działań, to fajna teoria, ale spędzenie życia wyłącznie na wizualizowaniu sobie, że przed nami siedzi naga Mila Kunis, nie brzmi jak przepis na sukces. Podobnie nie ma nic złego w tym, żeby sięgać po więcej, nie czuć się uwiązanym na zawsze w beznadziejnym związku albo dążeniu do samowystarczalności, dopóki to działa.

Pytanie czy to wciąż działa.

Źródło: http://volantification.pl/2015/04/15/nie-jestesmy-przygotowani-na-trwale-zwiazki

czwartek, 23 kwietnia 2015

Adoracja Najświętszego Sakramentu 23.04.2015

Zapraszamy na dzisiejszą wieczorną Adorację Najświętszego Sakramentu w Domu Misyjnym w Swarzewie

23.04.2015, godz. 20.00

Misjonarze Krwi Chrystusa

"Polsko, uwierz w swoją wielkość" czyli Polscy biskupi mówią „Dość!”



"Polsko, uwierz w swoją wielkość" czyli Polscy biskupi mówią „Dość!”


16 Polskich Biskupów staje w obronie Polski i wiary. Wspólne „non possumus” naszych Hierarchów. Książkę "Polsko, uwierz w swoją wielkość" musisz mieć w swoim domu, KONIECZNIE!

„Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości, staje się wkrótce narodem bezdomnym, bez przyszłości. Naród, który nie wierzy w wielkość i nie chce ludzi wielkich, kończy się. Trzeba wierzyć w swą wielkość i pragnąć jej.” Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia.




Książka ta jest wyrazem sprzeciwu wobec triumfujących od kilku lat treści i tonu antypolskiej oraz antychrześcijańskiej propagandy. Wielu ludzi dostrzega zło, sądzą jednak, że są wobec niego bezsilni. Dzieło to dowodzi, że głos w obronie moralności, tradycji, polskości, normalności, w obronie uczciwości, a przeciwko chciwości wcale nie jest w Polsce odosobniony, także wśród hierarchów Kościoła. Naród polski przez wieki słuchał głosu swoich biskupów – oni i teraz nie zamilkli! Tyle że marnie słychać ich w medialnym jazgocie.


Zwalczanie i odrzucanie prawd ewangelicznych oraz nauki Kościoła skutkuje negatywnie w każdej sferze ludzkiego życia. W tej niespotykanej książce 16 hierarchów porusza wiele najbardziej aktualnych tematów (52 artykuły!). To kompendium pokaźne i reprezentatywne, choć oczywiście głosów takich jak tutaj rozlega się w kraju znacznie więcej. Biskupi potrafią zatroszczyć się nie tylko o zagubionych moralnie, ale i o upadającą hutę, o tracących pracę, o emigrujących za chlebem, o śledztwo smoleńskie… Niepokoją ich bezduszna biurokracja, łamanie sumień, znieczulenie społeczne, katastrofalny poziom ochrony zdrowia czy szkolnej edukacji, itd. Odważnie walczą o Polskę duchową, ale i tę materialną. Biskupi napominają, nieraz napiętnują, ale stawiają przy tym diagnozy. Kto i kiedy skorzysta z ich oczywistych recept?

Głos hierarchów winien być z oczywistych powodów szczególnie doniosły. Dlaczego jest akurat odwrotnie? Trzeba przeczytać to kompendium, a odpowiedź przyjdzie sama. Przekaz ten obnaża ułudę i kłamstwa. Hierarchowie nasi posługują się przeważnie wspaniałym językiem polskim, są bardzo oczytani; przekazują wiedzę i prawdę z autentycznym talentem literackim. 80 znakomitych zdjęć, głównie mistrza Adama Bujaka, czyni przekaz słowny jeszcze bardziej wymownym i sugestywnym.

Rozdziały:

1. Niepodległość i suwerenność

2. Odpowiedzialność władzy

3. Hekatomba smoleńska

4. Świat nieludzki

5. Kościół nie będzie milczeć


Autorzy:

Bp Ignacy Dec

Abp Wacław Depo

Bp Antoni Dydycz

Abp Andrzej Dzięga

Kard. Stanisław Dziwisz

Bp Edward Frankowski

Abp Stanisław Gądecki

Abp Sławoj Leszek Głódź

Abp Henryk Hoser

Abp Marek Jędraszewski

Abp Józef Kupny

Bp Wiesław Mering

Abp Józef Michalik

Bp Stanisław Napierała

Bp Krzysztof Zadarko

Bp Józef Zawitkowski

Fotografie: Adam Bujak


Oto fragment:

Kierownictwa wielu partii wszakże stawiają się de facto ponad Bogiem i ponad sumieniem. Tymczasem nawet osobnicy bezgranicznie zatwardziali w swej niewierze powinni pojąć przynajmniej to, że życie bez sumienia prowadzi w konsekwencji do najgorszego, nawet do masowych zbrodni, jeśli nie wykonywanych osobiście, to gładko akceptowanych – analizą przykładów potwierdzających ten wniosek można by zapełnić całe tomy. Dlatego też słowo hierarchów, uargumentowane słowo stałego sprzeciwu wobec zła, powinno być nagłaśniane i popularyzowane z całej mocy. Jest, jak wiemy, dokładnie odwrotnie. Za to „mądrości” byle celebryty, znanego z jakiegoś skandalu bądź tylko z tego, że jest znany, serwuje się społeczeństwu na każdym kroku niczym prawdy objawione. Robi się to po to, by ludzi ogłupiać, bo ogłupionym łatwo mydlić oczy, łatwo takimi rządzić. Dlatego zastanówmy się, skąd czerpiemy wiedzę o Kościele, zwłaszcza gdy słyszymy różnych jego „naprawiaczy”; ci tak bardzo „zatroskani”, wprost lamentujący nad tym, co dzieje się z Kościołem, są jakże często po prostu jego podstępnymi wrogami.

Któż więc ma stanąć w obronie godności człowieka i w obronie jego – normalności? Bo właśnie normalność jest ze wszech stron atakowana! Ludzka normalność jest głównym celem napaści współczesnego Zła. Nowi władcy jawnie zaczęli stanowić złe prawa, gardząc i szydząc z prawa naturalnego. Im wolno regulować ludzkie życie, a Kościołowi – nie wolno na ten temat nawet wspominać. A przecież te „postępowe” regulacje sięgają brutalnie w głąb rodziny, w głąb dzieciństwa, ingerują w najintymniejsze zakamarki duszy i ciała. Któż więc stanie w obronie godności człowieka, jak nie przywódcy Kościoła…

Teraz prawdy się nie bada, nie docieka, lecz – stanowi. Pogarda i szyderstwo zastąpiły dyskusję merytoryczną. Nieustannie szermuje się pojęciami wyabstrahowanego postępu, tolerancji wobec każdej nienormalności; ostatnio toczy się już np. całkiem serio dyskusja – uniwersytecka, profesorska! – o legalizacji kazirodztwa. Nowi ideologowie obwieścili światu, że nie trzeba już bać się nie tylko Boga i praw natury, ale i własnego sumienia. Bać się trzeba natomiast – nienowoczesności!

Szykuje się jakiś zbiorowy obłęd. Kolejny. 70 lat temu wydawało się, że pokonane zostało jedno zbiorowe szaleństwo, brunatne. 25 lat temu odetchnęliśmy z ulgą, że z drugim, czerwonym, też się człowiek uporał. Tymczasem wyrasta kolejna wielogłowa hydra. Pożera już ona nie tylko człowieka wierzącego, ale i ubogiego. Bowiem wyszydzenie odwiecznych zasad moralnych i prawa naturalnego doprowadziło w konsekwencji do bezkarnego rozpasania chciwości. Chciwości, która staje się nie tylko pospolitym bodźcem działania wielu ludzi, lecz ubierając się w uczone teorie, podstawą różnych praw ekonomicznych i gospodarczych. Z jakąż łatwością i w majestacie ustaw likwiduje się w naszym kraju największe nawet środowiska pracy… Po stoczniowcach przyszła kolej na górników. Ci sami twórcy prawa, lekką ręką likwidujący kopalnie, chronią ustawami ekstremy wszelkiej maści, uznając seksualizację społeczeństwa za misję dziejową. Szykuje się nawet ustawę, która pośle nas do więzienia za nazwanie zboczonym tego, który całkowicie zboczył od normy i natury. To typowe postępowanie, znane nie od dziś: zło będą chronić ustawy stanowione przez złych ludzi lub ludzi wobec zła uległych. Uległych nawet nie ze strachu, lecz jakże często właśnie z chciwości.

Wielu ludzi dostrzega zło, lecz sądzą, że są wobec niego bezsilni. Myślą tak, bowiem wykazuje się im, że w swoim rozumowaniu są nie tylko nienowocześni, lecz również – odosobnieni. Ten efekt można uzyskać prostym sposobem: wystarczy opanować potężną tubę telewizyjną i przez nią nagłaśniać nową ideologię i jej nienormalnych liderów oraz wyznawców, a przemilczać na przykład – hierarchów Kościoła katolickiego. Jest bowiem tak, że człowiek przemilczany lub słabo słyszalny jakby nie istniał. Jeśli już nawet gdzieś wyrwie się mocniejszy głos sprzeciwu wobec „nowoczesnego” zła, to przedstawia się go jako głos sporadyczny, dziwaczny i odosobniony. Właśnie – odosobniony. Ta książka ma być dowodem, że głos w obronie moralności, tradycji, polskości, normalności, w obronie uczciwości, a przeciwko chciwości, że taki głos wcale nie jest w Polsce odosobniony.

Naród polski przez wieki słuchał głosu swoich biskupów – oni i teraz nie zamilkli! Tyle że marnie ich słychać w medialnym jazgocie. Owszem, wyraźnie słychać ich np. w katedrze, czasem nawet trochę szerzej na terenie diecezji, ale na te czasy to stanowczo za mało. Za mało, bo mają bardzo ważne rzeczy do przekazania, dotykające nie tylko akurat zgromadzonych w świątyni wiernych, lecz cały naród.

Zwalczanie i odrzucanie nauk oraz prawd ewangelicznych skutkuje negatywnie na wielu polach, praktycznie w każdej strefie ludzkiego życia. Dlatego też hierarchowie poruszają w swych wystąpieniach, tak jak w tej książce, bardzo wiele tematów. Potrafią zatroszczyć się nie tylko o zagubionych moralnie, ale i o upadającą hutę, o tracących pracę, o emigrujących za chlebem. Niepokoją ich bezduszne rządy, łamanie sumień, znieczulenie społeczne, katastrofalny poziom ochrony zdrowia oraz szkolnej edukacji, itd. W tej książce pokazują, kim są, co naprawdę myślą – jak walczą o Polskę duchową, ale i tę materialną. Oczywiście to kompendium, choć pokaźne, nie zawiera wszystkich wypowiedzi polskich hierarchów dotyczących życia w naszym kraju; to przegląd z ostatnich paru lat i daleko mu do miana całości. Sądzę jednak, że jest reprezentatywny. Biskupi napominają, nieraz napiętnują i stawiają przy tym diagnozy. Chcą także leczyć i wiedzą, jak to robić. Kto i kiedy skorzysta z ich prostych i oczywistych recept?

W Kościele rzecz jasna nie tylko biskupi walczą o normalny kształt kraju, o jego wiarę i polskość, ale głos hierarchów winien być z oczywistych powodów najdonioślejszy. Dlaczego nie jest? Trzeba przeczytać to kompendium, a odpowiedź przyjdzie sama. Ich przekaz daleki jest od oficjalnej propagandy, obnaża ułudę i kłamstwa nie tylko nowych ideologów, ale także różnych agentów wpływu ze Wschodu i Zachodu. Hierarchowie nasi posługują się przeważnie wspaniałym językiem polskim, są bardzo oczytani; przekazują wiedzę i prawdę z autentycznym talentem literackim (to też było jednym z kryteriów wyboru tekstów do tej publikacji). Demonstrują jedność przekazu i zarazem bogactwo stylów wypowiedzi.

Źródło: http://www.fronda.pl/a/polsko-uwierz-w-swoja-wielkosc-czyli-polscy-biskupi-mowia-dosc,50397.html

środa, 22 kwietnia 2015

Szatan - to nie mit, on istnieje naprawdę!

"Trzeba przyznać, że istnieje dzisiaj wśród chrześcijan problem odnośnie do istnienia demonów. Czy jest on mitem czy rzeczywistością? Czy Szatana należy może przenieść w królestwo upiorów?

Kardynał L. J. Suenens, arcybiskup emerytowany z Bruxelles-Malines, powołany z racji swych funkcji do pogłębiania doktryny katolickiej o złych aniołach, szkicuje następujący obraz wiary współczesnych chrześcijan, co do istnienia demonów: "Trzeba przyznać, że istnieje dzisiaj wśród chrześcijan problem odnośnie do istnienia demonów. Czy jest on mitem czy rzeczywistością? Czy Szatana należy może przenieść w królestwo upiorów? A może jest on symbolicznym uosobieniem Zła, szkaradnym wspomnieniem z epoki przednaukowej, która już przeszła?

Wielu chrześcijan optuje za mitem: ci, którzy akceptują jego rzeczywiste istnienie, czują się nieswojo, jakby przyhamowani w mówieniu o demonie z obawy, aby nie okazali się solidarni z ikonografią ludową, która go przedstawia, albo nie obeznani z postępami nauki. Katecheza, kaznodziejstwo, nauczanie teologiczne na uniwersytetach lub w seminariach zazwyczaj omijają to zagadnienie. A również tam, gdzie dyskutuje się o istnieniu demona, nie rozpatruje się jego działania i jego wpływu w świecie. Demonowi udało się ujść za anachronizm; jest to szczyt jego sukcesu, jako milczka. W tych warunkach chrześcijanin dzisiaj musi mieć odwagę do stawiania czoła prostej ironii i pobłażliwemu uśmiechowi swoich współczesnych! Jest to tym bardziej prawdziwe, że uznanie istnienia demona nie pasuje do tego, co Leon Moulin nazywa optymizmem pelagiańskim naszej epoki. Jak nigdy dotąd, chrześcijanin jest wezwany, aby zawierzył Kościołowi i pozwolił się przezeń kierować...".

Obraz nakreślony przez kardynała Suenens'a wydaje się zbyt ponury. Byłby on może jeszcze bardziej ponury, gdyby się przeanalizowało opinie chrześcijan, czy wierzą w istnienie diabła; tak są one różne. Czyż wielu nie uważa pokus diabła za sprawę dotyczącą pewnej elity duchowej, świętych? Zwyczajni chrześcijanie zaś nie są według nich przedmiotem ataków i zasadzek Szatana. Istnienie Szatana? Tak! Ale jako niebezpieczeństwo dla wszystkich i każdego z osobna? Nie!
Jednakże, jak naucza Kościół, wszyscy i każdy z osobna mogą stać się przedmiotem zasadzek i ataków diabła, tak jak z drugiej strony, wszyscy i każdy z osobna mogą cieszyć się towarzystwem braterskim Anioła Stróża. Dlatego jest ważne, aby chrześcijanie opierali się w tym względzie na doktrynie wiary.

SZATAN W NASZYM CODZIENNYM ŻYCIU

Gdy Kościół w modlitwie Komplety wraz ze św. Piotrem zachęca ludzi do czuwania, do trzeźwości i do modlitwy wobec ich nieprzyjaciela, który krąży wokół nich jak lew ryczący szukając, kogo pożreć (por. l P 5, 8), czyż nie myśli o wszystkich swoich dzieciach? Kiedy ze św. Pawłem (por. Ef 6, 12) Sobór Watykański II przypomina wiernym, że muszą toczyć oni walkę, nie tylko przeciw ciału i krwi, ale również przeciw mocom ciemności, czyż nie kieruje się do wszystkich dzieci Kościoła? (por. KK, 35)

Jak dokonują się więc, te ataki Szatana w życiu codziennym? Jest to zagadnienie ważne, które zasługuje na wyjaśnienie. Jeśli przejrzycie publikacje chrześcijańskie (książki, periodyki, druki), które piszą na temat diabła, stwierdzicie często ku waszemu zaskoczeniu, że ich autorzy rozpatrują dokładnie wszystko, z wyjątkiem tego szczególnego punktu, jakim jest: konkretne działanie diabła w życiu zwyczajnych ludzi.

Kardynał Suenens zauważa, że: "Nawet tam, gdzie dyskutuje się o istnieniu diabła, nie rozpatruje się jego działania...". Z wielką erudycją pewni teologowie będą wam mówili o demonach w starożytnym wschodzie, w starożytności greckiej i łacińskiej. Opiszą wam miejsce demonów w myśli i zwyczajach Średniowiecza. W końcu wyłożą wam demonologię Ojców i Doktorów Kościoła oraz teologów współczesnych. Ale ci uczeni autorzy po wiedzą wam mało, albo nic o tym, o czym chcielibyście więcej wiedzieć, jako stworzenia zdążające ku waszemu celowi wiecznemu: o konkretnym sposobie działania demonów w waszym codziennym postępowaniu. Co mnie obchodzą badania i spekulacje demonologii, jeśli ignoruję prawdy objawione przez samego Boga o działaniu tych strasznych istot, które nieustannie krążą wokół mnie, by mnie odciągnąć z właściwej drogi i oddalić od Boga?

Jest na pewno pożyteczne mówienie nam o rozmaitych działaniach Szatana, które prowadzą aż do obsesji i opętania, oraz o tym, w jaki sposób należy pouczać wiernych o różnych formach egzorcyzmów, uwzględniając, że ten duży (egzorcyzm) zarezerwowany jest dla biskupa i jego delegatów. Jest również zbawienne ukazanie wiernym poprzez hagiografię, jakie demony są zdolne płatać przyjaciołom Boga, jak np. św. Franciszkowi z Asyżu, św. Pawłowi od Krzyża założycielowi Pasjonistów, św. Proboszczowi z Ars, św. Janowi Bosko i bliższemu nam Ojcu Pio z Pietralciny. Oni je zobaczyli we wszystkich odmianach: można to spokojnie powiedzieć, wychodząc z ich osobistych zwierzeń! Bóg może dopuścić, aby gorliwsi jego słudzy byli poddani pokusom i niezwykłym okrucieństwom w celu ich oczyszczenia i postępu duchowego.

Z pewnością jest jeszcze bardziej pożyteczne i zbawienne poznać także, i przede wszystkim, zachowanie się i sztuczki Szatana względem zwykłych wiernych.

BÓG TYLKO MOŻE UJARZMIĆ SZATANA

Oświecony bowiem przez Objawienie i kierowany przez zdrową filozofię Kościół; naucza mnie, że demon ma pewną moc nade mną. Może ona być dla mnie też fatalna. Diabeł, jeśli nie może dojść wprost do mojej inteligencji i mojej woli, władz całkowicie duchowych, dostępnych tylko Bogu, to swoją mocą może on ugodzić w moje zmysły zewnętrzne, jak wzrok, dotyk, słuch, i moje zmysły wewnętrzne, jak pamięć, fantazja i wyobraźnia. Wyjąwszy interwencję Boga, żadna siła ludzka nie może przeszkodzić Szatanowi w działaniu, na przykład na mój wzrok lub na moją wyobraźnię. Żaden mur obronny, żadne drzwi pancerne, żadna straż przyboczna nie mogłyby przeszkodzić działaniu diabła na pamięć lub wyobraźnię człowieka. Jakkolwiek ścisła byłaby klauzura Karmelu, to i ona nie mogłaby przeszkodzić Szatanowi w przejściu przez mury; tak jak dźwięk przechodzi przez ścianę - w celu wniesienia obrazów świata, dla spowodowania rozterki w duszy zakonnicy, niepewnej swego powołania, i skłonienia jej do wystąpienia. Bez względu na to, jak sumienna byłaby matka rodziny w wypełnianiu swojego obowiązku wychowawczyni, nie mogłaby ona przeszkodzić diabłu, aby ten rozwijał w wyobraźni jej dzieci serię wstrząsających obrazów. Niezależnie od tego jak wielki byłby autorytet kapłana i jak promieniująca wydawałaby się jego świętość, nie potrafiłby on ustrzec się od podstępnych ataków Szatana w jego pamięci i wyobraźni. Pokrótce św. Proboszcz z Ars powiedziałby, że nie należy myśleć, iż jest jakieś miejsce na ziemi, gdzie możemy uniknąć walki, którą nam narzuca demon za pośrednictwem naszej wyobraźni i pamięci: "Spotkamy demona wszędzie, i wszędzie będzie starał się on wyrwać nam niebo, ale wszędzie i zawsze możemy być zwycięzcami".
Współczesny mistrz życia duchowego, Ojciec Joseph de Guibert SJ, tak opisuje władzę i jednocześnie granice działania demona na naszą zmysłowość i wyobraźnię: "Sugestia zewnętrzna (demona) nigdy nie dosięgnie inteligencji i woli w inny sposób, jak tylko pośrednio. Demony bowiem nie mogą osiągnąć tych władz inaczej, jak tylko poprzez nasze zmysły, poprzez słowo wymówione lub pisane lub jeszcze poprzez różne uczucia, wzrok, dotyk... wywołane w nas, i które ożywiają wyobraźnię i świadomość naszej duszy; demony mogą działać bezpośrednio tylko na naszą zmysłowość i wyobraźnię. Mogą więc obudzić w nas obrazy, ugrupować je i w ten sposób podsunąć nam myśli, wzniecić poruszenia naszej zmysłowości i reakcje naszej woli, ale nie mogą nigdy dotrzeć do naszych władz duchowych. Demony mogą jednak to, czego ludzie nie mogą, na mocy ich działania bezpośredniego na nasze zmysły wewnętrzne, na naszą wyobraźnię, na naszą zmysłowość i reakcje organiczne głębsze od naszego ciała. Tam będzie właściwe pole ich działalności kusicielskiej. One spowodują w nas wyobrażenia fałszywych związków, sprowokują w nas różne obawy, nieuporządkowane poruszenia, itp.". Moc i niemoc demonów! Mogą powodować w naszym życiu psychicznym takie poruszenie uczuciowe i porywy namiętne, których żaden psycholog nie potrafiłby wywołać. A jednocześnie są trzymane na wodzy przez Boga, który "z tymi, którzy go miłują współdziała we wszystkim dla ich dobra" (Rz 8,28). Zawładnięcie demona nad naszymi wewnętrznymi władzami zmysłowymi (pamięć, wyobraźnia, fantazja) może doprowadzić aż do sparaliżowania działania naszej inteligencji i naszej woli. A więc jest to wtedy obsesja, a w skrajnych przypadkach opętanie diabelskie. Większość zła przedostaje się w ten sposób.

Moment decydujący: oświecona świadomość rozpoznaje sugestię diabła i dostrzega w niej złośliwość. Wola znajduje się, więc wobec dylematu: czy zgodzić się na zło, czyje oddalić. A jeśli wola się przeciwstawia? Jest to porażka diabła. A jeśli godzi się na sugestię zła? Wtedy jest to pierwsze zwycięstwo Szatana. Za nim pójdą następne zwycięstwa, ponieważ raz zaakceptowany, chwyci w swoje śmiertelne szpony jak wampir. W ten sposób świadomość psychiczna człowieka może stać się teatrem straszliwego pojedynku. Św. Jan od Krzyża, bardziej może niż jakikolwiek inny mistrz życia duchowego, wyjaśnił dramatyczny charakter wyboru, którego rozum ludzki musi dokonać wobec przedmiotów ukazanych mu przez wyobraźnię. Mieć opanowane własne zmysły, a w szczególności posiadać doskonałą kontrolę własnej pamięci imaginacyjnej, oznacza - bronić "bramy i wejścia duszy". Oznacza to trzymanie Złego w szachu.

Można by powiedzieć, że z genialną przenikliwością św. Jan od Krzyża opisuje zawładnięcie przez demona pamięcią i wyobraźnią, a poprzez nie nad umysłem człowieka i jego postępowaniem. Poprzez wiedzę zarejestrowaną przez pamięć i wyobraźnię, pisze święty, demon może mieć wielki wpływ na duszę. "Demon bowiem może podsunąć inne formy, poznania i rozważania, i za ich pośrednictwem może oddziaływać na stan duszy poprzez pychę, skąpstwo, złość i zazdrość, może wzbudzić nieuzasadnioną nienawiść i próżną miłość, i oszukać duszę na wiele innych sposobów. Ponadto, zwykł on w taki sposób zestawiać i motywować różne rzeczy w fantazji, że fałszywe wydają się prawdziwymi, a prawdziwe zaś fałszywymi. Można powiedzieć, że większa część oszustw i zła, które demon wyrządza duszy wchodzi do niej przez te poznania i rozważania pamięci". Czytajmy dobrze: większa część zła..., większa część oszustw... To oznacza, że moce demona objawiają się głównie nie w istotach wyjątkowych przez nie opętanych, co jest przedmiotem potencjalnych egzorcyzmów, ale w głowie i w sercu ludzi pospolitych, i to z upływem godzin i dni, bez wiedzy ogromnej większości mężczyzn i kobiet, młodych i mniej młodych, uczonych i nieuczonych. Demon stara się nieustannie przenikać pamięć i wyobraźnię ludzi, aby realizować swoje dzieło nienawiści i kłamstwa Na całej powierzchni ziemi mnóstwo diabelskich legionów wdziera się nieustannie w działanie pamięci i wyobraźni ludzi, po to, aby oderwać ich od Boga. Czyż nie jest to prawdziwa i rzeczywista wojna, w wymiarach globu ziemskiego, oczywiście niewidzialna, ale wciąż realna?

JEGO WPŁYW ROZCHODZI SIĘ JAK TRUJĄCY GAZ

Jeśli chodzi o demonologię św. Jana od Krzyża, karmelitański teolog Ojciec Lucien-Marie de Saint- Joseph, zauważa: "Święty wie, że piekielny demon jest najsilniejszym i najpodstępniejszym nieprzyjacielem człowieka, najtrudniejszym do odkrycia. Zły, zręcznie wykorzystuje świat i ciało, jako swoich najwierniejszych sprzymierzeńców. Święty nie obawia się powiedzieć, że demon przyczynia się do upadku wielkiej ilości zakonników dążących do doskonałości. Oczywiście, że nie prowadzi ich do całkowitego upadku, ale utrudnia im realizowanie ich ideału świętości. Niech się podśmiewa, kto chce; nie ma potęgi ludzkiej, tak zbliżonej do jego, i dlatego tylko potęga Boska jest zdolna go pokonać, i tylko światło Boskie jest zdolne odkryć jego podstępy". "Można by rzec, że w przedsionku duszy, w obszarze granicznym, gdzie spotyka się duch i materia, diabeł rozwija swoje energie - pisze pewien autor duchowny. Im mniej zmysły są zdyscyplinowane, tym skłonność do przyjemności jest silniejsza; im bardziej dominuje pycha, tym wrażliwsza jest fantazja, a zatem łatwiejsza i pewniejsza jest akcja Szatana". Ojciec Sertillanges OP rozwija analogiczne refleksje: "Diabeł może wejść w nurt naszych skłonności, w uśmiech rzeczy, które nas oczarowują; może nalegać na to, co ulega; może stawiać opór temu, co się wzbija. Jego wpływ rozchodzi się jak trujący gaz, który wchłaniamy nieświadomie". Zrozumiała zatem, staje się rola, jaką święci przypisują ascezie: opanowanie wyobraźni, kontrolowanie pamięci. Od tego zależy postępowanie człowieka i jego przeznaczeniewieczne. Wystarczy niekiedy zapałka, aby zapalić las. Szkodliwe wyobrażenie może skłonić do złego życia. Szatan o tym wie.

Jerzy Grzesiek/Facebook

Oto jestem

wtorek, 21 kwietnia 2015

Trzecia Tajemnica Fatimska...ostrzega Polskę

„Anioł z ognistym mieczem stojący po lewej stronie Matki Bożej przypomina podobne obrazy z Apokalipsy. Przedstawia groźbę sądu, wiszącą nad światem" - kard. Joseph Ratzinger.

„Wiemy dobrze, że Duch tchnie kędy chce (J 3,8). Wiemy też, że Kościół wymaga od wiernych zachowania ustawicznych praw i jeśli często okazuje się ostrożnym i nieufnym względem możliwych złudzeń duchowych u tych, którzy przejawiają niezwykłe fenomeny, to jednak jest i chce być pełen uznania dla doznań nadprzyrodzonych, udzielanych niektórym duszom lub też względem faktów cudownych, które niekiedy Bóg raczy włączać niezwykle do biegu naturalnego zajść życiowych”. (papież Paweł VI Audiencja Generalna 29.11.1972)

Orędzie fatimskie jako ostrzeżenie i naglące wezwanie Matki Bożej do nawrócenia „nie jest jednorazowe. Jej apel musi być podejmowany z pokolenia na pokolenie, zgodnie z nowymi»znakami czasu« – mówił Jan Paweł II. „Trzeba nieustannie do niego powracać. Trzeba go podejmować wciąż na nowo”. W obecnej sytuacji, w jakiej znajduje się Polska, orędzie fatimskie jest szczególnie aktualne. W sposób niezwykle dramatyczny, poprzez przekazanie trzyczęściowej tajemnicy oraz spektakularny cud słońca, Matka Boża przypomniała ewangeliczną prawdę, że ludziom do szczęścia, tak naprawdę, potrzebny jest tylko Wszechmocny Bóg, który stworzył nas dla siebie i pragnie podzielić się z nami pełnią szczęścia. My ze swej strony powinniśmy ze wszystkich sił dążyć do zjednoczenia z Nim, krocząc trudną i wąską drogą wiary. Trzyczęściowe orędzie Matki Bożej jest orędziem Ewangelii. Zostało przekazane dzieciom podczas objawienia 13.07.1917 r.

1. W pierwszej części Matka Boża ukazała dzieciom przerażającą wizję piekła. W ten sposób przypomniała prawdę Ewangelii, że odrzucając Boga, człowiek wybiera piekło. Wieczne piekło jest więc realną rzeczywistością, do której ludzie konsekwentnie dążą, jeżeli żyją tak, jakby Bóg nie istniał, i kierując się logiką egoizmu, odrzucają niezmienne normy moralne, traktują zło jako dobro, a dobro jako zło. Największym nieszczęściem, jakie może spotkać człowieka, jest więc wieczne potępienie. Z własnej winy można doprowadzić siebie do takiej zatwardziałości serca, że znienawidzi się Boga i w chwili śmierci świadomie wybierze piekło.

2. W drugiej części tajemnicy podany jest najskuteczniejszy sposób ratunku przed piekłem. Jest nim głęboka wiara, której możemy się najlepiej nauczyć przez poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi. Ona najpełniej z ludzi doświadczyła trudu serca związanego z ciemną nocą wiary. Wierzyła w sposób heroiczny. W sytuacjach po ludzku beznadziejnych wierzyła nadziei wbrew ludzkiej nadziei i dlatego jest najlepszą Nauczycielką oraz Przewodniczką na drodze wiary prowadzącej pod krzyż Jej Syna, naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Oddając się całkowicie do dyspozycji Maryi, będziemy uczyć się wierzyć i zawsze Bogu ufać. Ma to się wyrazić: 1. – w odwróceniu się od grzechu; 2. – w codziennej modlitwie (szczególnie jest polecany różaniec i lektura Pisma św.); 3. – w comiesięcznej spowiedzi i jak najczęstszym przyjmowaniu Jezusa w Eucharystii.

3. Trzecia część tajemnicy mówi o historycznych konsekwencjach kryzysu wiary i moralności, a więc o tym, jakie mogą być skutki odrzucenia fatimskiego orędzia. Ponieważ wezwanie do pokuty i nawrócenia zawarte w orędziu nie zostało przyjęte tak, jak być powinno, wobec tego jesteśmy świadkami, że to proroctwo w dużej mierze się spełniło. Siostra Łucja, jedyny żyjący świadek objawień, tak pisała w liście do Ojca Świętego: „A chociaż nie oglądamy jeszcze całkowitego wypełnienia się ostatniej części tego proroctwa, widzimy, że stopniowo zbliżamy się do niego wielkimi krokami. Nastąpi ono, jeżeli nie zawrócimy z drogi grzechu, nienawiści, zemsty, niesprawiedliwości, łamania praw człowieka, niemoralności, przemocy itd. I nie mówmy, że to Bóg tak nas karze; przeciwnie, to ludzie sami ściągają na siebie karę. Bóg przestrzega nas cierpliwie i wzywa do powrotu na dobrą drogę, szanując wolność, jaką nam podarował; dlatego to ludzie ponoszą odpowiedzialność”.

Kochający Bóg przygotował nam wspaniałą przyszłość, jednak gdy odrzucamy życie z Nim, czekają nas przerażające konsekwencje tego wyboru: wojny, nienawiść, zniszczenie, cierpienie i śmierć.

Opublikowany tekst trzeciej tajemnicy fatimskiej ma charakter proroczej wizji. Kardynał Ratzinger wyjaśnia: „Anioł z ognistym mieczem stojący po lewej stronie Matki Bożej przypomina podobne obrazy z Apokalipsy. Przedstawia groźbę sądu, wiszącą nad światem. Myśl, że świat może spłonąć w morzu ognia, nie jawi się już bynajmniej jako wytwór fantazji: człowiek sam przez swe wynalazki zgotował na siebie ognisty miecz”. Tej niszczącej sile zła może się przeciwstawić tylko Matka Boża z ludźmi, którzy przyjmują jej wezwanie do pokuty i nawrócenia.

Prorocza wizja trzeciej tajemnicy fatimskiej w symboliczny sposób mówi o wielkich prześladowaniach, cierpieniach i męczeństwie wielu wyznawców Chrystusa, wśród których są również kapłani, biskupi oraz papieże dwudziestego wieku. Wielkie zniszczenia i prześladowania są spowodowane przez ludzi zniewolonych przez ateistyczne ideologie walczące z Bogiem, a w sposób szczególny przez komunizm. Miejsce tych dramatycznych wydarzeń przedstawione jest w symbolicznym obrazie. Papież, biskupi, kapłani, zakonnicy, zakonnice wchodzą na stromą górę, na której szczycie jest wielki krzyż. „Ojciec Święty, zanim tam dotarł, przeszedł przez wielkie miasto w połowie zrujnowane i na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cierpieniem, szedł, modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napotykał na swojej drodze; doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wielkiego Krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy, którzy kilka razy ugodzili go pociskami z broni palnej i strzałami złuku i w ten sam sposób zginęli jeden po drugim inni biskupi, kapłani, zakonnicy i zakonnice oraz wiele osób świeckich, mężczyzn i kobiet różnych klas i pozycji (...)”.

W tej prorockiej wizji w sposób syntetyczny został ukazany obraz wielkich zniszczeń, cierpienia, prześladowań, męczeństwa chrześcijan oraz wojen, które miały lub mają nastąpić jako skutek odrzucenia przez ludzi ewangelicznego wezwania do nawrócenia i wiary w Ewangelię, które zostało zawarte w fatimskim orędziu.

Z perspektywy 83 lat od objawień fatimskich możemy stwierdzić, że w widzeniu opisanym w trzeciej części tajemnicy dają się rozpoznać dramatyczne wydarzenia kończącego się stulecia. W minionym XX wieku, na skutek wielkiego kryzysu wiary, doszli do władzy ateiści zarówno w wydaniu komunistycznym, jak i faszystowskim oraz masońskim. Ateizm ten doprowadził do największych zbrodni ludobójstwa w historii ludzkości, moralnej degeneracji społeczeństw, do upadku kultury, straszliwego zniewolenia przez podeptanie podstawowych praw osoby ludzkiej. Więcej chrześcijan zginęło w XX wieku z powodu nienawiści do ich wiary aniżeli w ciągu pierwszych XIX wieków od narodzenia Chrystusa. W tym czasie Kościół przeszedł prawdziwą Drogę Krzyżową. Kardynał Ratzinger wyjaśnia, że „w drodze krzyżowej minionego stulecia postać Papieża odgrywa szczególną rolę. W obrazie uciążliwego wchodzenia na szczyt góry można z pewnością dostrzec jednocześnie odwołanie do różnych papieży, którzy poczynając od Piusa X aż do obecnego Papieża mieli udział w cierpieniach swojego stulecia i starali się iść przez nie drogą wiodącą ku krzyżowi. W wizji również Papież zostaje zabity na drodze męczenników. Czyż Ojciec Święty, kiedy po zamachu z 13 maja 1981 r. polecił przynieść sobie tekst trzeciej tajemnicy, mógł nie rozpoznać w nim własnego przeznaczenia? Tamtego dnia znalazł się bardzo blisko granicy śmierci i sam tak wyjaśniał potem swoje ocalenie: »macierzyńska dłoń kierowała biegiem kuli i Papież (...) w agonii (...) zatrzymał się na progu śmierci« (13 maja 1994 r.). Fakt, iż »macierzyńska dłoń« zmieniła bieg śmiercionośnego pocisku, jest tylko jeszcze jednym dowodem na to, że nie istnieje nieodwołalne przeznaczenie, że wiara i modlitwa to potężne siły, które mogą oddziaływać na historię, i że ostatecznie modlitwa okazuje się potężniejsza od pocisków, a wiara od dywizji”.

Trzecia część tajemnicy fatimskiej jest dramatycznym ostrzeżeniem przed ateizmem, ponieważ największym zagrożeniem dla ludzkości jest odrzucenie Boga i Jego praw, zarówno przez ateizm w wydaniu komunistycznym czy propagowanym przez New Age, jak i przez ateizm ukryty w tej najbardziej rozpowszechnionej mentalności życia takiego, jakby Bóg nie istniał. Jest to niezwykle poważne ostrzeżenie dla Polaków w obecnym momencie dziejów naszego narodu.

Orędzie fatimskie w swojej drugiej części mówi, że niektóre narody mogą zginąć. To ostrzeżenie brzmi poważnie i wzywa do nawrócenia, ponieważ zaniedbanie modlitwy, lekceważenie sakramentów, życie takie, jakby Boga nie było, praktyczny materializm i upadek moralności – wszystko to prowadzi do otwartego odrzucenia Boga oraz do degeneracji moralnej i biologicznej całego narodu. Wielu Polaków nie chce słuchać głosu sumienia, głosu zdrowego rozsądku i tego, co Chrystus mówi poprzez Ewangelię i nauczanie Kościoła. Wielu dało się uwieść propagandzie lewicowych i liberalnych środków masowego przekazu, które sączą szatański jad ateizmu, promując demoralizację i kulturę śmierci.
Czy katolicy w Polsce ulegną tej demagogicznej propagandzie i dobrowolnie będą głosować w wyborach prezydenckich i parlamentarnych na ateistów, którzy są za legalizacją aborcji i pornografii, co jest znakiem, że z wrogością odnoszą się do Chrystusa, Kościoła i Jego nauki? Czy polscy katolicy przyjmą ostrzeżenie zawarte w trzeciej tajemnicy fatimskiej, że największym zagrożeniem dla nas wszystkich jest ateizm?

Najnowsza historia uczy nas, że chrześcijanie w Niemczech nie usłuchali fatimskiego orędzia. Zaślepieni pięknymi obietnicami ateisty Hitlera i jego partii w sposób demokratyczny oddali mu władzę. Głosowało na niego 80% Niemców. Nie wolno zapominać, że głosujący na niego ponoszą moralną odpowiedzialność za ten wybór i jego zbrodnicze konsekwencje.

Podczas wyborów trzeba pamiętać, że głosując na polityków należących do partii o antychrześcijańskim programie, który na przykład pragnie zalegalizować mordowanie nie narodzonych czy pornografię, głosuje się przeciwko Chrystusowi i bierze się współodpowiedzialność za zbrodnicze skutki tego rodzaju ustaw oraz rządów ludzi walczących z Bogiem. Nie łudźmy się, nigdy nie osiągniemy szczęścia, ani nawet zwyczajnej stabilizacji gospodarczej, jeżeli będziemy łamali prawo Boże. Jeżeli polscy katolicy nie przyjmą orędzia fatimskiego, nie będą podejmować trudu ciągłego nawrócenia i w wyborach demokratycznie oddadzą władzę w ręce ateistów, to wtedy przyszłość naszej Ojczyzny rysuje się w bardzo czarnych kolorach. Ojciec Święty ostrzega nas: „Nie zapominajmy, że dzieje przyniosły nam straszliwą lekcję, bolesną lekcję wolności nadużytej do obłędu! Nadużytej do obłędu! Czymże była – w kontekście Konstytucji 3 maja – targowica? Ale potem zaczął się na nowo procespozyskiwania wolności za wielką cenę. Tę cenę w wysokiej mierze zapłaciło pokolenie II wojny światowej. Dlatego też pozwólcie mi być dobrej myśli i pomóżciepapieżowi, żeby się nie musiał martwić” (7 czerwca 1991).

Nie można zapominać, że wypełnienie proroctwa fatimskiego nie jest czymś nieuniknionym. To nie jest tak, że przyszłości nie da się już zmienić. Wszystko zależy od postawy ludzi, od ich wolnego wyboru. Jeżeli usłuchamy wezwania do nawrócenia, to wtedy zapowiedziane nieszczęścia nie nastąpią. Jeżeli nie usłuchamy, to będziemy musieli konsumować konsekwencje naszych grzesznych wyborów. Boża sprawiedliwość wyraża się w tym, że największą karą za grzechy są same konsekwencje grzechów. Prorocza wizja trzeciej tajemnicy fatimskiej ostrzega i przypomina, że przyszłość ludzkości oraz Polski uzależniona jest od wolnego wyboru ludzi, od ich opowiedzenia się za Bogiem lub przeciwko Niemu. Ta wielka fatimska przestroga z wezwaniem do pokuty i nawrócenia ma zmobilizować naszą wolę i siły do konsekwentnego kroczenia drogą wiary, do pokuty i wytrwałej modlitwy. Tylko w ten sposób można zapobiec wojnom, przelewowi krwi, degradacji moralnej i biologicznej naszego narodu, nienawiści oraz uchronić siebie i innych od wiecznego potępienia.

Ojciec Święty powiedział w Fatimie, że najistotniejszą treścią orędzia fatimskiego jest wezwanie, aby „modlić się, modlić się i jeszcze raz modlić się”(13 maja 1982 r.). W ten sposób Papież przypomniał, że człowiek oraz naród, który się modli, jest zjednoczony z Bogiem, a więc ma największy skarb i nie ma podstaw do lęku przed przyszłością.
Fatimskie wezwanie do nawrócenia jest skierowane do mnie i do ciebie – jest to wezwanie do pójścia drogą wiary do pełni szczęścia. Potrzebna jest tylko zgoda i decyzja pójścia za Chrystusem. „I dał mi Pan poznać – pisze święta s. Faustyna – że cała tajemnica ode mnie zależy, od mojego dobrowolnego zgodzenia się… z całą świadomością umysłu… Czuję, że Bóg czeka na moje słowo, na moją zgodę. I rzekłam: czyń ze mną, co Ci się podoba, poddaję się woli Twojej”.

ks. Mieczysław Piotrowski TChr

sobota, 18 kwietnia 2015

Ks. prof. Chrostowski: zaczyna się od usuwania krzyży, a kończy na eksterminacji chrześcijan

Wypowiedź Martina Schulza jest skandaliczna i pokazuje, w jakim kierunku idzie europejska lewica, zwłaszcza ta, której korzenie są najbardziej radykalne i najbardziej wrogie Kościołowi – stwierdził w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” ks. prof. Waldemar Chrostowski z UKSW.


„Zaczyna się od usuwania krzyży, burzenia kościołów, a kończy się na fizycznej eksterminacji tych, którym te symbole są drogie. Jednym słowem, próbuje się dokonać zagłady chrześcijaństwa” – podkreślił duchowny.


Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz chce usunąć krzyże oraz inne symbole religijne z miejsc publicznych. W debacie telewizyjnej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego niemiecki socjaldemokrata powiedział, że każdy powinien móc osobiście wyznawać swoją wiarę, ale miejsca publiczne powinny pozostać „neutralne”, ponieważ każdy ma prawo w nich przebywać.


Zdaniem ks. prof. Chrostowskiego „po tym wystąpieniu przewodniczącego Parlamentu Europejskiego najlepiej widać, o co w tym wszystkim chodzi. Usunięcie krzyży z przestrzeni publicznej oznaczałoby ogołocenie Europy z jej chrześcijańskich korzeni. Zaczyna się, jak zawsze, na pozór zupełnie niewinnie, lecz w końcu doprowadzi to do tego, czego ludzkość doświadczyła w komunistycznej Rosji sowieckiej i narodowosocjalistycznej III Rzeszy”.


W rozmowie z „Naszym Dziennikiem” wykładowca UKSW zauważył, że „miejsca publiczne pozbawione symboliki religijnej wcale nie stają się „neutralne”. Stają się niereligijne, a nawet antyreligijne. Zauważmy, że nie ma ludzi, którzy są światopoglądowo neutralni! Ludzie albo mają przekonania religijne i wierzą w Boga, albo nie wierzą w Boga, a nawet posuwają się do zwalczania religii. Zwalczanie symboli religijnych i usuwanie ich poza sferę publiczną oznacza prywatyzację religii, czyli zepchnięcie jej do sfery prywatności”.


Źródło: "Nasz Dziennik"

Śmiercionośna „trutka na człowieka” w tabletkach od jutra w sklepach i aptekach!

Śmiercionośna „trutka na człowieka” w tabletkach od jutra w sklepach i aptekach!

Już jutro do sprzedaży ma trafić pigułka ellaOne, która będzie dostępna bez recepty. W założeniu ma działać jako „antykoncepcja awaryjna”, ale jeżeli współżycie miało miejsce w okresie około-owulacyjnym, to wtedy ta tabletka może mieć działanie wczesno-poronne.

Tabletka, oprócz działania poronnego, ingeruje także w układ hormonalny kobiety, a przy częstym stosowaniu może utrudniać zajście w ciążę i przyspieszyć przekwitanie.

Dopuszczenie do sprzedaży ellaOne to brutalny atak na podstawę naszej cywilizacji – prawo do życia dla każdego człowieka. Jednocześnie możliwość zakupu tej „trutki na człowieka” będą miały nawet 15-letnie dziewczynki. I to bez wiedzy rodziców i konsultacji lekarskiej.

Tym bardziej kuriozalne jest to, że ta sama 15-latka nie może w szkolnym sklepiku kupić chipsów, bo w trosce o jej zdrowie zabrania tego rząd.

Dlatego bardzo Cię proszę – podpisz apel do ministra Bartosza Arłukowicza o wycofanie z polskiego rynku farmaceutycznego pigułki ellaOne. Zwłaszcza, że wbrew medialnym doniesieniom, zgodnie z prawem unijnym mamy nie tylko możliwość ograniczenia sprzedaży środków wczesno-poronnych, ale także zakazaniu ich rozprowadzania.

Podpisz petycję ›

Podziel się proszę tym filmem ze swoimi znajomymi i zachęć ich do
podpisania petycji.

Wierzę, że nacisk setek tysięcy, a nawet milionów
Polaków może zmienić decyzję ministra.

Film, w którym prof. Bogdan Chazan mówi o medycznych skutkach stosowania ellaOne. Zobacz:

Apel prof. Bogdana Chazana do Premiera i Ministra Zdrowia

Paweł Kwaśniak

Prezes Centrum Wspierania

Inicjatyw dla Życia i Rodziny

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Manoppello



Coroczna Pielgrzymka Patriotów 1-3 MAJA. W tym roku uroczysta, pokutna prośba by na tron Polski powrócił Bóg ze swym prawem!


Jako Dzieci Boże i Dzieci Narodu Polskiego przygotowując się do rocznicy Chrztu Polski zorganizujemy w dniu 02.05.2015, na Polach Elekcyjnych Królów Polski, w wigilię Święta Matki Boskiej Królowej Polski, w ramach corocznej Pielgrzymki Patriotów uroczystości, poprzez które poddamy się pod słodkie panowanie Jezusa Chrystusa.


Czas najwyższy, by tron Polski ponownie objął w swe władanie Jezus Chrystus i Jego słodkie prawo. Tak jak nasi przodkowie „wolni od obcej przemocy nakazu”, zgodnie z prastarą tradycją i zasadą ELEKCJI VIRITIM, obowiązującą w czasach bezkrólewia, w wolnym i odpowiedzialnym akcie naszej woli, będziemy błagać Boga by powrócił na tron Polski.

ZAPRASZAMY WSZYSTKIE WOLNE STANY, WSZYSTKICH WOLNYCH OBYWATELI, CAŁY NARÓD.

Tego dnia wszyscy, którzy przybędą z całej Polski na miejsce elekcji polskich królów, dokonają UROCZYSTEJ, POKUTNEJ PROŚBY NARODU POLSKIEGO, BY NA TRONIE PAŃSTWA POLSKIEGO ZASIADŁ BÓG ZE SWYM DEKALOGIEM. NIECH W OJCZYŹNIE ZNÓW OBOWIĄZUJE POSŁUSZEŃSTWO I PODDANIE PRAWU BOŻEMU. NIECH JEZUS CHRYSTUS OBEJMIE WE WŁADANIE OSIEROCONY TRON POLSKI. ZANIESIEMY MODLITWĘ DO KRÓLOWEJ POLSKI, NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY, ABY ZGODNIE Z JASNOGÓRSKIMI ŚLUBAMI NARODU „POLSKA STAŁA SIĘ PRAWDZIWYM KRÓLESTWEM MARYI I JEJ SYNA”!

https://drive.google.com/file/d/0B7i15HJp0hgRUktDSGowUnpWWWM/view?usp=sharing

***

Krucjata Różańcowa za Ojczyznę to codzienna modlitwa, co najmniej jedną dziesiątką różańca, z intencją: „Z Maryją, Królową Polski módlmy się o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, o wypełnienie Jasnogórskich Ślubów Narodu”. Deklarację takiej modlitwy przysłało

119 434 osób

Intencja wyżej wymieniona może być dodawana do innych intencji, które są już przez nas odmawiane na różańcu. Deklaracje o przystąpieniu wysyłamy listem poleconym na Jasną Górę na adres Jasnogórskiej Rodziny Różańcowej lub wysyłamy elektronicznie na naszą skrzynkę mailową. Przystąp i Ty, Drogi Rodaku, do Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę!


***
Ze swojej strony powiem tylko, że to wstyd! Naród Maryi, Naród wielu wspaniałych Świętych i błogosławionych a tylko 119 tysięcy osób modli się za Ojczyznę?! Nie wstyd Wam Polacy! Bracia Węgrzy - prześladowani w dobie socjalizmu - za wiarę - zmobilizowali 10 procent swojego społeczeństwa do codziennej modlitwy. Jak Ty chcesz ocalić ten kraj? Jak Ty chcesz aby Bóg nam błogosławił ? Ciężko Tobie odmówić jeden dziesiątek różańca za kraj w którym się urodziłeś, z którego ziemi jesz chleb, za który ginęli Twoi dziadkowie? Przed telewizorem codziennie marnujesz kilka godzin oglądając seriale, które do niczego Tobie nie są potrzebne, a zapominasz o swojej Matce - Polsce. Jan Paweł II nas przed tym ostrzegał, wręcz krzyczał do nas "To jest moja Matka, ta ziemia!". Brak mi słów i nie dziwmy się, że jest jak jest. Za św. Faustyną mogę tylko powiedzieć: "Polsko ile Ty mnie kosztujesz".






Zaproszenie na spotkanie z Andrew Comiskey w Warszawie - Strumienie Życia

Zapraszamy na spotkanie ze szczególnym gościem Andrew Comiskey (USA) - założycielem międzynarodowego programu Strumienie Życia (znanego pod nazwą Living Waters w Europie, Desert Stream Ministries w USA), który odwiedzi Warszawę i Kraków w dniach 17-19 kwietnia br.

W Warszawie odbędą się dwa spotkania:

· 17.04 (pt) o godz. 18.00 w Auli Schumanna Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, przy ul. Wóycickiego 1/3.

· 19.04 (ndz) o godz. 15.00 w parafii Matki Bożej Miłosierdzia – Księża Marianie (dolny Kościół) ul. Bonifacego 9.

Strumienie Życia to oparty na Ewangelii program współpracy z łaską Bożą w uzdrowieniu wewnętrznym, skupiający się wokół odbudowania człowieka w relacjach i odkrywaniu pełni tożsamości we własnej płci i powołaniu.

Program ma dwa filary: jednym są konferencje oparte na Słowie Bożym, profesjonalnej wiedzy o psychice oraz świadectwach osób, które doświadczyły trwałego uzdrowienia z ran z przeszłości. Drugim - wspólne uwielbienie Boga oraz modlitwa w grupach z indywidualnym towarzyszeniem, która umożliwia uczestnikom odkrycie swoich własnych zranień i powierzenie ich Bogu.

Doświadczenie liderów programu z Europy i świata zapewnia stałą formację animatorów, kapłanów oraz innych osób zainteresowanych posługą.

Program ma charakter ewangelizacyjny, gdyż skupia się na wprowadzeniu Jezusa w te miejsca naszych serc i umysłów, które do tej pory były „w mroku i cieniu śmierci” (Łk.1.79). Prowadzi do pogłębienia istniejącej już osobistej więzi z Chrystusem poprzez usunięcie przeszkód w relacjach z samym sobą i otoczeniem. W innych krajach ma charakter międzywyznaniowy, a na polskim gruncie w pełni katolicki. Może być on prowadzony w ramach osobnej posługi w parafii lub przeznaczonych dla tego celu ośrodków, ale także wspólnot, w ramach np. diakonii towarzyszącej osobom zranionym.





wtorek, 7 kwietnia 2015

Rekolekcje z o. Michałem 10-12.04.2015

Zapraszamy na rekolekcje z o. Michałem Filipoviczem smm z Chorwacji. Tematem tegorocznych wiosennych rekolekcji będzie kazanie na górze i związane z nim osiem błogosławieństw. Błogosławieństwa te będą omawiane w kontekście naszego życia. Osoby, które były na wcześniejszych rekolekcjach z ojcem Michałem nie trzeba zachęcać do udziału w nich. Ci zaś, którzy po raz pierwszy chcieliby uczestniczyć w nich - muszą wiedzieć, że ojciec Michał jest szczególnym rekolekcjonistą, a jego słowa kierowane do nas zapadają głęboko w pamięć i powodują chęć zmiany życia. Są to z całą pewnością rekolekcje dla osób, które chcą bardziej i głębiej przeżywać swoją wiarę, jak również i dla tych którzy chcą przybliżyć się do Boga.







O. Mihovil (Michał) Filipović
Urodził się w mieście Derventa (Chorwacja) w rodzinie katolickiej jako siódme z ośmiorga dzieci. Ukończył szkołę podstawową i Technikum Chemiczne. Po odbyciu służby wojskowej podjął pracę w Zakładach Chemicznych, która nie dawała mu szczęścia. Szukając sensu życia, doznał wielkiej łaski. „Poczułem wielką miłość Bożą i pragnienie, by na nią odpowiedzieć” - mówi o. Filipović. Pomocy szukał m.in. na kartach Biblii, w odmawianiu Różańca. Chciał zrealizować powołanie do służby Bożej. Nie było to takie oczywiste, gdyż dla Europy Środkowo-Wschodniej były to czasy głębokiej komuny. Po II wojnie światowej Chorwacja wchodziła w skład Jugosławii. Przez całe dziesięciolecia reżim przedstawiał społeczeństwu Kościół katolicki, jego biskupów i kapłanów, jako współwinnych współpracy z hitlerowcami. Nienawiść była główną przyczyną krwawej wojny domowej, której skutki, zwłaszcza antagonizmy między Serbami i Chorwatami, widoczne są do dziś.
Do zgromadzenia Montfortianów, wskazanego przez proboszcza, młody Mihovil wstąpił w 1988 r. Formację zakonną odbył w Weronie, a studia teologiczne w Rzymie na Lateranum (1990-95). W 1997 r. wrócił do ojczyzny, do Zagrzebia. Niezapomnianym wydarzeniem, które do dziś wspomina z wielkim wzruszeniem, było spotkanie z Janem Pawłem II. Błogosławieństwo papieskie otrzymane w dniu wyjazdu z Wiecznego Miasta na dalszą kapłańską drogę jest dla niego wsparciem, zwłaszcza w trudnych momentach. W Chorwacji bardzo szybko dał się poznać jako człowiek modlitwy, otwarty na potrzeby innych. Powierzano mu kolejno funkcję asystenta ruchów religijnych: neokatechumenatu, Odnowy w Duchu Święty, Legionu Maryi, a nawet pracę w Akademii Wojskowej, gdzie przez 4 lata był kapelanem.
Polska
Po raz pierwszy odwiedził Polskę w 1998 r. jako pielgrzym. Od roku mieszka w Częstochowie, ale współpraca zaczęła się 3 lata temu, gdy prowadził rekolekcje dla Braci Gabrielistów. W cieniu Jasnej Góry, jak stwierdza, znalazł się z Opatrzności Bożej, której na co dzień doświadcza. Z inicjatywy pani Iwony Pikos, abp Stanisław Nowak mianował go asystentem Odnowy w Duchu Świętym. Jako charyzmatyk służy ludziom potrzebującym duchowego wsparcia, zagubionym: odprawia Mszę św., prowadzi modlitwy o uzdrowienie, dni skupienia, katechezy, spowiada, jest otwarty na rozmowę, kierownictwo duchowe. „Podczas modlitwy o uzdrowienie działa sam Bóg. Największym egzorcyzmem jest szczera spowiedź, rachunek sumienia. Sakrament Pokuty często nie jest dobry, bo rachunek sumienia nie jest właściwy. Dlatego nie ma nawrócenia, uwolnienia. Często główną przyczyną chorób jest brak przebaczenia. Ludzie są zranieni, ale też coraz więcej osób otwiera się na działanie łaski Bożej. Przykładem może być fakt, że podczas Ogólnopolskiej Pielgrzymki Odnowy na Jasną Górę spowiadałem przez 8 godzin. Ludzie nawracali się przez spowiedź się z całego życia, płakali ze szczęścia. Ja to widziałem. Jest to znak że Duch Święty działa. Ja się tylko modlę, a działa sam Bóg. Jestem tylko na służbie, otwarty by pomagać innym” - stwierdza skromnie. A pracy jest niemało, ponieważ w Częstochowie jest 10 grup Odnowy. Sam również założył wspólnotę Shalom, działającą przy klasztorze Braci Gabrielistów na ul. Noskowskiego.
Pierwsze soboty miesiąca
Dla wszystkich, którzy w duchu św. Ludwika i za przykładem Jana Pawła II pragną odpowiedzieć na wezwanie Matki Bożej, aby wynagradzać Jej Niepokalanemu Sercu za grzechy, o. Mihovil razem z Braćmi Montfortianami zaplanował praktykę nabożeństw pierwszych sobót miesiąca. „Ponieważ Maryja jest środkiem pewnym, drogą prostą i niepokalaną, by dojść do Chrystusa i znaleźć Go niezawodnie, dlatego dusze, które mają zabłysnąć szczególną świętością, muszą znaleźć Jezusa przez Maryję. Nasz dom jest otwarty dla potrzebujących. Chętni mogą skorzystać również z rekolekcji, które odbywają się w naszym domu dwa razy w roku. Z tych rekolekcji korzystają nie tylko Polacy, ale również pielgrzymi z zagranicy (m.in. z Francji, Hiszpanii czy Chorwacji). Związane jest to z międzynarodowym charakterem naszej wspólnoty. Moim pragnieniem jest m.in. praca dla Legionu Maryi. W Chorwacji w ciągu ostatnich 15 lat bardzo rozwinęła się działalność tych grup, z którymi pracowałem od 1997 r.” - stwierdza o. Mihovil Filipović.
„Nie traćcie nadziei. Lecz zwycięstwo jeśli przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa” (kard. August Hlond).
Rekolekcje z o. Mihovilem 10-12.04.2015

Osiem Błogosławieństw
Jezusowa nauka i jej praktyka w naszym życiu

Program rekolekcji:

10.04.2015 Piątek

15.30 Zakwaterowanie
17.30 Zawiązanie wspólnoty i przedstawienie rekolekcjonisty
18.00 Kolacja
19.00 Konferencja I
20.30 Msza Święta
21.50 Droga Krwi Chrystusa – Zawierzenie się Przenajdroższej Krwi Chrystusa
22.45 Adoracja Najświętszego Sakramentu

11.04.2015 Sobota

8.00 Modlitwa poranna z komentarzem wprowadzającym w nowy dzień
9.00 Śniadanie
10.00 Konferencja II
11.00 Przerwa
11.30 Konferencja III
12.30 Anioł Pański i Różaniec Święty
13.00 Obiad
15.00 Koronka do Bożego Miłosierdzia
15.30 Konferencja IV
16.30 Przerwa
17.00 Konferencja V
18.30 Kolacja
19.15 Przygotowanie do Adoracji i modlitwy wstawienniczej
19.45-22.00 Modlitwa uwielbienia i możliwość modlitwy wstawienniczej

12.04.2015 Niedziela

7.30 Modlitwa poranna z komentarzem
8.00 Śniadanie
9.00 Konferencja VI
11.00 Msza Święta
12.00 Zawierzenie swojego życia Maryi jako naszej Matce
13.00 Obiad
14.00 Podsumowanie rekolekcji – czas świadectw
15.00 Koronka do Bożego Miłosierdzia
15.15 Indywidualne Błogosławieństwo Relikwiami Św. Kaspra
Zakończenie rekolekcji.

Podczas rekolekcji możliwość rozmowy bądź spowiedzi świętej z o. Mihovil`em i ojcami posługującymi w domu misyjnym.

Zgłoszenia: Furta, s. Zosia, Tel. 58 6741429

Ofiara rekolekcyjna 180 zł./os.

Dom Misyjny Misjonarzy Krwi Chrystusa w Swarzewie k/Pucka
ul. Ks. Pronobisa 6a, Swarzewo. 84-100 Puck